Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

1997-07-15 François Furet, historyk rewolucji i komunizmu

 Stefan Rieger

Tekst z  22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 22:18 TU

Zmarły nagle w sobotę, w wieku 70 lat, François Furet, był jednym z najwybitniejszych francuskich historyków. Szczególnie głośne były jego prace poświęcone Rewolucji Francuskiej. Odmienił nasze spojrzenie na to wydarzenie, ukazując m.in. jak to Ancien Regime wyhodował na swym łonie własną negację, kręcąc sobie stryczek na szyję. Ta nowa wizja znalazła syntetyczne ujęcie w monumentalnym « Słowniku krytycznym Rewolucji Francuskiej », opracowanym przez François Fureta i Monę Ouzouf w perspektywie obchodów Dwóchsetlecia, w roku 1989.

Prawdziwym jednak wydarzeniem stał się opublikowany w 1995 roku, sążnisty esej o dziejach komunistycznej idei w tym stuleciu i dialektycznych a perwersyjnych związkach między dwoma jego demonami: komunizmem i faszyzmem. To sześćsetstronicowe dzieło, zatytułowane « Przeszłość pewnej iluzji », stało się natychmiast bestsellerem. Już w rok po pierwszym wydaniu ukazało się w formacie kieszonkowym.

François Furet sam był komunistą, do roku 1956, a jest oczywiste, że trzeba przez to przejść, by wiedzieć "jak to się je". Szedł szlakiem, przetartym przez Hannę Arendt i Leszka Kołakowskiego, ale wniósł swą historyczną wiedzę, ukazując w całej złożoności genezę i wzajemne sprzężenie obu totalitaryzmów, "dwujajowych - rzec by można - bliźniaków", które jednak wyszły /jak to bliźniaki/ z tego samego brzucha: był  to  brzuch, jak dowodzi Furet, Pierwszej Wojny światowej.

Faszyzm, wbrew niektórym teoriom, wcale nie był reakcją obronną kapitału na bolszewizm. Kiedy sięgnąć wstecz, po pierwsze, odnajdujemy  wspólne  korzenie obu ideologii. Skrajną prawicę  i  lewicę  łączy  nienawiść  do  burżuja: do faszyzmu i nazizmu  wielu  trafiło  przez  socjalizm. Po pierwszej wojnie, "bliźniaki"  równocześnie się zwalczają i naśladują - są dziećmi tej  samej,  wojennej  historii.  Z wojny  biorą  to, co w niej najbardziej "elementarne": do polityki wnoszą naukę, wyniesioną z  okopów:  spowszednienie  przemocy,  prostotę skrajnych pasji, uległość  jednostki  wobec  kolektywu, wreszcie gorycz daremnych lub  zdradzonych  poświęceń. To bowiem w krajach pokonanych na polu  bitwy i sfrustrowanych te nastroje znajdują najżyźniejszą glebę.

Faszyzm i bolszewizm wprowadzają  do  polityki potęgę "wielkich  liczb",  w której dziewiętnastowieczni liberałowie widzieli zagrożenie dla parlamentarnej  demokracji, nie przewidując, że niebezpieczeństwo  nadejdzie  z  innej  strony:  ze strony owych milionów  ludzi, których  łączy  nie  egzekwowanie w samotności sumienia  prawa  głosu  -  lecz wspólnota żołnierskiej niedoli. Pierwsza wojna światowa,  pisze François Furet, zainaugurowała erę  mas. W jakimś sensie oznaczało to postęp demokracji, gdyż każdy szary obywatel stawał się czynnym  podmiotem. Ale dźwignią integracji owego "szaraka" w  polityce - i tego optymiści  nie  przewidzieli - nie  jest wcale edukacja, lecz doświadczenie wojny. Masy nie wkraczają do akcji jako zbiór oświeconych jednostek, które stopniowo  uczyły  się polityki: lepiej  rozumieją prosty  język  "braterstwa broni", niż kodeks cywilizowanej walki o władzę.

François Furet pokazywał dalej - w książce « Przeszłość pewnej iluzji » - jak owe bliźniacze "pasje rewolucyjne" wyrosłe z tej samej gleby, dzielące nienawiść do  burżuazyjnej  demokracji i pieniądza,  oraz  wizję "nowego świata" - wykrystalizowały się w dwa, różne "projekty" polityczne: dyktaturę proletariatu, jako pierwszy etap uniwersalistycznej utopii, oraz Państwo Narodowe, fetyszyzujące "plemienną" czystość.

Ale mimo tych różnic, bolszewizm, faszyzm i nazizm  splecione są  jakby ze sobą w miłosnym, diabelskim uścisku. Nawet  ich  wzajemna  walka naznaczona jest w znacznym stopniu piętnem szatańskiej mistyfikacji. Jeden zbrodniczy reżym zwalczali  ludzie, cynicznie manipulowani przez drugi zbrodniczy reżym. Strategia antyfaszyzmu pozwoliła partiom komunistycznym na   świecie  odzyskać  demokratyczną  wiarygodność  i  znacznie rozszerzyć  strefę  wpływów - i to dokładnie w momencie, gdy w samej  ojczyźnie  komunizmu zamordyzm  osiągał  apogeum.

Trzy wielkie dyktatury  łączy  jeszcze jedno, pisał Furet: ich los zależał od  woli  jednego człowieka. Pragnąc wszystko widzieć przez  pryzmat  "walki  klas",  z  uporem  nie  dostrzegano  tej elementarnej  prawdy.  Za  Leninem  chciano  widzieć robotników, faszystowskich  wodzów  brano  za marionetki kapitału. Tymczasem trudno  cokolwiek  zrozumieć,  nie doceniając monstrualnej woli politycznej kilku jednostek. Sukces  każdej  z  nich  był wynikiem  specyficznych  okoliczności, ale łączy je znowu jedno: pokonały przeciwnika, który już "leżał" lub gotów był się "podłożyć". 

Lenin  raczej  podnosi  władzę  z  ziemi niż ją zdobywa,  Mussolini  wkracza  do  Rzymu "otwartego" na przyjęcie brunatnych  koszul,  Hitlera wzywa do władzy Hindenburg. Co do Stalina, przeciwnicy, których musi pokonać, aby rządzić, przyjmują z góry reguły gry skazujące ich na klęskę. Trzej dyktatorzy upijają  się  swymi  sukcesami:  im  bardziej dominują,  tym  bardziej  ich wola dominacji rośnie.

Dlatego też szukanie związku między ich poczynaniami, a jakimiś "klasowymi" czy "grupowymi" interesami, nie ma wielkiego sensu. Marksistowska  analiza,  która  w  innych  okolicznościach  może czasem  na coś się przydać, w najmniejszym stopniu się nie ima - pisze  Furet - dyktatur nowego typu, które zaistniały w tym stuleciu. Tajemnicy  tych  reżymów  nijak  nie  rozszyfrujemy, interpretując je jako wynik gry  społecznych  interesów: przeciwnie, ich diabelski sekret - to właśnie  całkowite uniezależnienie się od tychże interesów, zarówno "burżuazyjnych" jak "proletariackich". Ironia historii sprawiła, że materializm historyczny zdobył najwięcej wyznawców akurat w stuleciu, w  którym najmniej był w stanie cokolwiek wytłumaczyć...

Furet mówił w 1995 roku, że w gruncie rzeczy mógł był napisać tę książkę już 20 lat wcześniej, ale zapewne nie znalazł by wydawcy. Został by zaszczuty: Być  lewicowym  antykomunistą  -  to  było  nie  do pomyślenia. Lewica stosowała strategię ideologicznego zastraszania.  Ów terror był na tyle silny, że w roku 1981 - kiedy  jakobinizm i ideologia były w odwrocie, a inteligencja, przetrawiwszy  Sołżenicyna,  nawróciła się na antykomunizm  - socjaliści zdobyli  władzę, wymachując  archeo-marksistowskim programem "obalenia kapitalizmu". Furet uważał, że  za  tę "regresję" odpowiedzialny był w dużej  mierze François MItterrand, pesymista i cynik, nie rozumiejący głębokiej natury totalitaryzmów.

Furet osądzał niekomunistyczną lewicę bezlitośnie. To nie do wiary - mówił w jednym z wywiadów - że nasi socjaliści - /spadkobiercy  Kautsky'ego i Leona  Bluma, którzy natychmiast rzecz przejrzeli na wylot/ - nie są zdolni objąć myślą zjawiska post-komunizmu. Oni mają jakby wbudowane "bolszewickie superego" i dlatego widok  upadającego Berlińskiego Muru wprawił  ich w konsternację. Niemniej Furet nie zerwał z lewicą: mówił, że to jego rodzina, że prawicy nie lubi, ale że kiedy spotyka socjalistów, to cierpi: ich zaszpuntowane umysły są wobec historii bezradne. Prawdziwego aggiornamento François Furet już nie dożył.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU