Stefan Rieger
Tekst z 22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 22:33 TU
„Telewizja rozpruwa wieczorem w parę minut to, co przez cały dzień szkoła resztkami sił stara się jeszcze utkać albo zacerować” – powiada filozof Bernard Stiegler. Politycy puścili to na żywioł, trochę z bezmyślności, trochę z cynizmu – by ciemnemu ludowi zatkać dziób rozrywką. Światłe elity od lat to bagatelizują, gdyż ich to nie dotyczy, popularnych programów telewizyjnych nie oglądają, czasem wręcz nie mają telewizora i o tej „trzeciej wojnie światowej”, wypowiedzianej rozumowi i wartościom demokracji nic nie wiedzą, co najwyżej dziwią się poniewczasie, że lud głosuje na Le Pena, Leppera lub Giertycha, albo że na przedmieściach, ot tak, bez powodu, młodzież podpala samochody, szkoły i urzędy...
Gdybym oglądał na codzień francuską prywatną Jedynkę albo Szóstkę (zresztą i dwa publiczne programy nie są wiele lepsze, choć nowy szef France Télévisions Patrick de Carolis zapowiadał szumnie „nową jakość), lub też gdybym był skazany na kilka programów polskiej telewizji, od Jedynki i Dwójki po TVN i Polsat – to też bym pewnie w końcu zaczął podpalać, co popadnie, zaczynając od telewizora.
Oczywiście diagnozę należałoby nieco zniuansować. Rewolucja technologiczna wybiła tysiące okien na szeroki świat: radia takie i owakie, tematyczne telewizje satelitarne i kablowe, ocean internetu z milionami wyspecjalizowanych stron, wychodzących naprzeciw naszym pasjom i zainteresowaniom, telefony, chaty i blogi – wszystko to zdaje się zwiastować stopniowe wykruszanie się monopoli informacji, propagandy i rozrywki – a nade wszystko oligopolu wielkich sieci telewizyjnych, owej broni masowego rażenia, której niszczycielskiej mocy wykarmione książkami inteligenciki z uporem nie chcą dostrzec – podczas gdy łże-elity w krajach cywilizacyjnie podupadłych (jak Polska, Wenezuela czy Rosja) traktują ową broń z siermiężnym cynizmem, właściwym ich mentalnej kondycji, widząc jeno w mediach instrument władzy i manipulacji, który z urzędu musi być w ich rękach (bo w końcu po to demokratycznie ich wybrano, wręczając im klucze do sezamu)...
Jeśli mówię tu o telewizji i innych komercyjnych mediach to jedynie, powtarzam, z punktu widzenia entomologa, socjologa czy politologa, a nie konsumenta. Zadaję sobie czasem pokutę, aplikuję sobie dawkę idiotyzmów jedynie po to, by rozpoznać wroga i jego socjologiczne zaplecze.
Już słyszę zarzut w stylu: „hipokryta i moralista, dający pokątnie upust, pod płaszczykiem naukowej analizy, swym nikczemnym tropizmom do łatwizny i tandety!”. Zarzut odpieram: mam jak każdy swe nikczemne tropizmy, lecz zwrócone w inną stronę. Nawet technologiczne innowacje, będące synonimem wyzwolenia – jak Internet – mogą oznaczać nową formę zniewolenia. To, co jest odtrutką na powszechne, medialne zaczadzenie – zdecentralizowane, plemienne, partykularne formy komunikacji, rozwijające się żywiołowo wraz z ekspansją wielkiej sieci – może stanowić nowe opium. Powstają już zresztą kliniki odwykowe dla cybernarkomanów...
Choć z natury jestem niepoprawnym indywidualistą, myślę jednak racjonalnie, że zbawienie jest zbiorowe. Liczą się wielkie liczby, w każdym społeczeństwie istnieje pewna „masa krytyczna”, przeważająca raz w stronę rozkładu, raz w stronę konstruktywną. Jeśli wielkie telewizje, publiczne lub prywatne, nastawione są wyłącznie na zysk poprzez wymóżdżanie, żadne „inteligenckie odtrutki” – książki, prasa, radio, elitarne telewizje typu ARTE czy KULTURA – nie są niczym więcej, niż kulturalnym alibi dla elit, udających że nie ma problemu, skoro istnieją, teoretycznie dostępne dla każdego, takie delikatesy.
Mam wszak nadzieję, że ci, którzy obejrzeli na ARTE w zeszły wtorek serię pasjonujących dokumentów o Rosji Putina, zrozumieją w końcu, że nawet owe delikatesy – w systemie „demokratury” nastawionej wyłącznie na propagandę i komunikację – stać się mogą absolutnym rarytasem, jak szynka i pomarańcze w czasach komunizmu. I że nic one nie ważą – to najwyżej butelki rzucone na morze – wobec bezmiaru oceanu komercyjnej tandety i politycznego cynizmu.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU