Piotr Błoński
Tekst z 03/02/2010 Ostatnia aktualizacja 03/02/2010 18:43 TU
Wielką wystawę Bonnarda zorganizowała przed dwoma laty londyńska Tate Gallery – obecna wystawa paryska przynosi jednak inny wybór, oparty prawie wyłącznie o kolekcje prywatne – w tym parę obrazów dotąd nigdy niewystawianych.
Wystawa posłuszna jest porządkowi chronologicznemu – najstarsze obrazy, kojarzące się z malarstwem Corota, pochodzą z roku 1888, ostatnie zaś, kipiące barwami, z 1940-tego, jak Kosz owoców - pomarańcze i kaki, lub Pejzaż z Cannet z czerwonym dachem z przełomu lat 45/46. Pokazuje - przy całej rozmaitości – konsekwencje poszukiwań malarskich, którym nigdy Bonnard nie kładł kresu – nawet gdy dany obraz był skończony – co ilustruje wspomniana anegdotka. Bonnard wyszedł z Académie Jullian, należał do nabistów, z którymi dzielił pasję Gauguina – od którego, jak sam mówił, nauczył się przede wszystkim tego by odważać się na wszystko. Wielki wpływ wywarła na niego sztuka japońska, otarł się o fowizm, kubizm, surrealizm – ale w rezultacie jego dorobek zajmuje w historii francuskiego malarstwa pierwszej połowy XXego wieku miejsce odrębne i nieco na uboczu: obecnie zaś, wobec tendencji do kwestionowania przyjętych przez paryską krytykę kanonów sztuki XX-ego wieku, Bonnard odzyskuje właściwe mu pierwszorzędne miejsce.
Pierwszą część wystawy, z przewagą obrazów z początku wieku, umieszczono na parterze. Ilustruje ona wymienione inspiracje, ale obok obrazów wybitnych figurują tam też i mniej udane. Natomiast to, co pokazano w salach na pierwszym piętrze po prostu zapiera dech, pejzaże z Cannet dokładnie odpowiadają temu, co Bonnard odpowiedział Marcelowi Duchamp, gdy ten prorokował śmierć sztuki retynicznej, jak ją nazwał (rétine = siatkówka oka): nie chodzi o to, by odmalowywać życie – odparł Bonnard – lecz o to, by ożywić malarstwo.
Kolor mnie wciągnął i poświęcałem mu, niemal nieświadomie, formę – mówił Bonnard już w roku 1909. Nigdy jednak nie przekroczył granicy abstrakcji, przeciwnie, całą jego twórczość łączy temat: wnętrza w ich codzienności, martwe natury, portrety, akty i pejzaże. Używał sobie natomiast w smakowitych zestawieniach barw sąsiednich, oranżu i czerwieni, żółci i fioletu, z akcentami barw czystych lecz nieagresywnych, uzyskując efekty wibracji potężniejsze niż te które można uzyskać z kontrastów. Ja nic nie wymyślam, ja tylko patrzę – mówił. Ale to co zobaczył jest prawdziwą ucztą dla oka. Bonnard jak mało kto rozwinął kolorystyczny spadek po impresjonizmie i postimpresjonizmie, wtedy, kiedy główne nurty malarstwa skupiały się na całkiem innych zagadnieniach.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU