Piotr Błoński
Tekst z 04/02/2010 Ostatnia aktualizacja 04/02/2010 10:56 TU
Ale czas przejść do podtytułu: „Le monde dans la tête”, tłumaczy się, niezgrabnie bo niezgrabnie na: Świat w głowie. No, powiedzmy, w pamięci. Ale chodzi o indywidualną pamięć artysty, o jego osobiste odniesienia, wyrażane w formie kolekcji przedmiotów, dokumentów, fotografii: przez akumulację której logika wynika jedynie z indywidualnego, oryginalnego wyboru, wystawa staje się nie tyle upamiętnieniem stulecia – bo co tu upamiętniać, pyta Suzanne Pagé – wiek negacji indywidualności ludzkiej? Co raczej jego przeciwieństwem, anty-upamiętnieniem. Żadnego tutaj, tfu! – kolektywu. Każdy z sześćdziesięciu świadków ma swój własny światek i właśnie nam go pokazuje, ujawniając nawet osobiste archiwa. Taki charakter mają ekspozycje Gilberta and George’a, w pewnej mierze Andy Warhola (Time capsules z muzeum w Pittsburgu). Ale jest i drugi rodzaj pamięci: próby skatalogowania świata, przez fotografię – inwentarze Sandera i Becherów – pierwszy fotografował, tysiącami, typy ludzkie w Niemczech międzywojennych, drudzy zaś, w latach 60-tych, również poza Niemcami, elementy krajobrazu przemysłowego. Dieter Roth sfotografował dwukrotnie wyszytkie domy w Reykyaviku: 34 tysiące zdjęć, a Seydou Keita pokazuje dorobek swego studia fotograficznego w Bamako, istną rewię tamtejszego „wielkiego świata”, bawiąc się zaskakującymi zestawieniami.
Inny rodzaj świata w głowie, to film i wideo, które rozpanoszyły się na tej wystawie stosownie do faktu, że dwudziestowieczna pamięć opiera się w wielkiej mierze na obrazach ruchomych. Są zatem i kolaże Jonasa Mekasa, połączenie fragmentów wyciętych z setek filmów, są krótkie obrazy pt 25 filmów z Sache Sarkisa, CD Chrisa Markera, na pół inscenizowane wideonagrania Gilberta and George’a ale także Komedia, którą nakręcił w 66 roku znany dziś producent Marin Karmitz według Becketta i z jego udziałem, czy też montaż Albańczyka Anri Sala, Intervista, sporządzony z fragmentów oficjalnych filmów propagandowych z czasów komunizmu.
Wszystko to przyprawia o niezły zawrót głowy, ale w jakimś sensie jest bardziej przekonujące niż tradycyjne, jeśli można użyć tego epitetu, wystawy sztuki nowoczesnej, na siłę starające się przebić naszą wrażliwość, tym bardziej stępioną im bardziej właśnie przebijaną. Tutaj artyści przeważnie spełnili zamiar organizatorów, stroniąc od dzieł programowych, które, jak powiada Suzanne Pagé, narzucają daną koncepcję w sposób autorytarny a pozostając przy afirmacji specyficznego osobistego języka. Tacy jesteśmy: Voilà!
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU