Piotr Błoński
Tekst z 05/02/2010 Ostatnia aktualizacja 05/02/2010 11:12 TU
Sale na piętrze Instytutu Polskiego nie są łatwym do zagospodarowania wnętrzem wystawowym. Tymczasem z miejsca odnosi się wrażenie, że obrazy Bukowskiego zawładnęły całą tą przestrzenią – że odbywa się w niej jakaś malarska debata – nota bene cała wystawa, a także niektóre obrazy mają właśnie tytuł Dialogi. Na to wrażenie na pewno ma wielki wpływ jednolita gama barwna całości – w pierwszym odczuciu z przewagą brązów, beżów, zaraz potem jednak następuje korekta – kolorystyka Bukowskiego jest bardzo bogata, często nieoczekiwana, pojawiają się kontrasty żółci, różu, czerni, zresztą sam kolor okazuje się w wielkiej mierze funkcją faktury: farba – akryl z różnymi częstokroć domieszkami, np. marmurowego proszku – jest wcierana, nakrapiana, szpachlowana – z uśmiechem odczytuje się starannie wymieniany w podpisach termin „technika mieszana” – w istocie…
Treścią tych obrazów jest z reguły zestawienie malarskiej przestrzeni z zarysowaną szkicowo, czasem jakby niedbale, mgliście, ludzką sylwetką. Niekiedy pojawia się sugestia, czy szkic jakiegoś przedmiotu. Kolejne serie noszą tytuły takie jak dialogi, impresje, figury. Otóż ten mglisty zarys ludzkiej sylwetki, ten szkic czy cień, bez którego mielibyśmy do czynienia z abstrakcją, są motywem szalenie rozpowszechnionym w dzisiajszym malarstwie, a już niemal obowiązkowym wśród artystów promowanych przez galerię Tadeusza Koralewskiego – która jest współorganizatorem wystawy Bukowskiego w Instytucie Polskim.
Jestem osobiście dosyć wobec tego motywu nieufny. W obrazie pt. Dialogi VI są to dwie sylwetki sugerujące hieratyzmem i rytmem odniesienie do sztuki starożytnej, w obrazie z serii Dialogi i artysta noszącym numer 19, są to sylwetki mężczyzny i kobiety w dramatycznym jakby skurczu, obok krzesła – mamy więc do czynienia z jakąś fabułą, przy czym konstrukcja tego obrazu jest niesłychanie mocna, co nie jest na wystawie regułą; seria „Dialogi” to znowuż sylwetki albo szkic twarzy wyłaniającej się zza faktury, trochę jak barwny ślad odciśnięty w starym tynku pod warstwami kolejnych naaleciałości: osobną serią są Impresje na Boże Narodzenie 99 – tu bogate kolorystycznie tło, bukiety rozbuchanej farby, znowu kontrastują z zarysowaną skromnymi środkami, podkreślającymi swoistą bezradność postaci czy twarzy. Ale kiedy w dwóch czy trzech wypadkach te postacie są głównym tematem – napięcie rozmywa się, bezradność wymyka się kontroli.
Jak mówiłem, jestem nieufny w stosunku do tego znaku nakładanego na obraz, dodawanego poniekąd do bogatej kompozycji malarskiej, jakim jest schematyczna, celowo niezdarna sylwetka. Odbieram to jako malarstwo w gruncie rzeczy symboliczne, które wszelako nie chce się do tego przyznać. Samotność, bezradność czy nicość człowieka w otaczającej go czy stwarzanej przez niego przestrzeni, pokora malarza – są to tematy owszem, ważne i podejmowane od stuleci, bardzo aktualne i dzisiaj kiedy samo malarstwo w klasycznym jego pojęciu jest kwestionowane. Ale jak się zdaje, Bukowski właściwie nie to chce powiedzieć: popada w symbolizm jakoś mimo woli. Gorzej: chwilami popada w sentymentalizm. Paradoksalnie dzieje się tak wtedy kiedy obraz nie sugeruje żadnej, choćby bardzo dyskretnie zarysowanej fabuły, kiedy zarysowana sylwetka jest zupełnie bierna. Dlatego tak mocno wypada wspomniana kompozycja z krzesłem a szczególnie świetny, szarobrązowy Dialog X, gdzie sylwetki są w relacji wzajemnego ruchu: nie ma tam śladu symbolizmu, nie ma śladu pozornej nawet bezradności, jest za to dobry kawał rysunku i malarstwa. W dialogach Bukowskiego zwycięża malarstwo.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU