Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2000-10-19 „La Méditerranée” w Grand Palais

 Piotr Błoński

Tekst z  05/02/2010 Ostatnia aktualizacja 05/02/2010 11:19 TU

Kto właściwie wymyślił Lazurowe wybrzeże? Mówi się, że zamożni  Anglicy którzy w drugiej połowie XIX-ego wieku docenili łagodny w miesiącach zimowych klimat tej rajskiej okolicy. Gdyby to była prawda, Lazurowe wybrzeże stałoby się modne  sto lat wcześniej, kiedy obowiązkiem młodego dżentelmena stała się podróż do Włoch: wszak i tamtędy przejeżdżali.

Otóż Lazurowe wybrzeże, a także całą Prowansję, wymyślili malarze pejzażyści. Taki wniosek nasuwa się nieodparcie po odwiedzeniu w Grand Palais wystawy pt. „Morze Śródziemne, od Courbeta do Matisse’a”. Wymyślili je zaraz po tym, kiedy zbudowano kolej żelazną najpierw z Paryża do Marsylii – w roku 1856-tym, a następnie do Nicei w 1864. Czyż trzeba powtarzać, jaką rewelacją okazały się rozświetlone słońcem barwy dla malarzy którzy właśnie, jak Courbet, zaczęli na dobre malować w plenerze? A do tego wybrzeże Morza Śródziemnego miało wtedy posmak wielkiej przygody, Marsylia była zaproszeniem do Orientu, zabetonowane dziś albo kipiące od turystów miasteczka były spokojnymi wioseczkami, odpowiednimi dla romantycznej zadumy i malarskiej refleksji.

Na wystawie w Grand Palais, kiedy już odpokutuje się kolejkę i wspinaczkę na piętro po krętych żelaznych schodach, otrzymuje się w nagrodę niemal setkę arcydzieł, skupionych w kilku podstawowych kategoriach których wspólnym wątkiem jest w zasadzie tylko to, że namalowane zostały na Riwierze. Wiele ma za temat morze – choćby piękny, mocny pejzaż Courbeta, inne wykorzystują śródziemnomorski pejzaż dla odniesień literackich, symbolicznych czy mitologicznych – w tym ostatnim wypadku sceny mitologiczne Puvisa de Chavannes, których chyba nie mógł nie znać, pół wieku później, Picasso; inne, to sublimacja rozkoszy zmysłów, jak Matissa Luxe Calme et Volupté. Ale obok tych reinterpretacji mamy przede wszystkim do czynienia z malarską eksploracją. Oto Monet, z właściwą dojrzałemu impresjonizmowi systematycznością utrwala na płótnie szczególną poświatę jaką wywołuje Mistral, upiorny tamtejszy wiatr; oto Charles Edmond Cross i Signac rozkoszują się w Collioure ustokrotnionym efektem świetlistości,  którą tak mozolnie wyłapywali nad Sekwaną, oto Matisse i Derain którzy niczym psiaki spuszczone ze smyczy nurzają się w farbie nie natrafiając w tym słońcu na żadne ograniczenie swego odświeżonego spojrzenia.

Są na wystawie momenty ogromnie wzruszające, bo ilustrujące znany epizod wspólnego pobytu w Estaque Cézanne’a i Renoira. Zestawienie dwóch pejzaży – wykonanych równocześnie w czasie wizyty jaką Cézanne’owi złożył Renoir to ten sam niemal widok, ale jakże inaczej potraktowany! Jak ogromna różnica między  kompozycją Cézanne’a na której spod barwy wylega konstrukcja zapowiadająca już charakterystyczne później małe płaszczyzny, a wirującymi barwami obłych form Renoira: podręcznikowy wręcz wykład.

Zupełnie z innej bajki wydaje się Flecista Picassa. Malarz poszedł zupełnie inną drogą, drogą uproszczenia i monumentalizmu. Ten obraz płata zresztą innym obrazom z wystawy figla, bo właściwie nie znajduje konkurencji. Nie jest to pejzaż, nie jest to pławienie się w problematyce malarskiej a przecież trudno o lepszą syntezę tego co śródziemnomorskie.

W dalszej części wystawy, po zejściu z powrotem na poziom parteru, tym razem wygodnymi już schodami, urzekające są obrazy Bonnarda. Palma z 1926-tego roku, to obraz przed którym możnaby stać godzinami – gdyby nie tłum odwiedzających – wodząc okiem po jego powierzchni, tropiąc pojawiające się w miarę patrzenia wzajemne odpowiedniki barwne: wystarczy zatrzymać chwilę oko na jakiejś plamce, dajmy na to czerwieni podświetlającej liście tytułowej zielonej zdawałoby się palmy, a w następnym momencie cały obraz mieni się czerwienią, która wyłazi zza każdego szczegółu; błękit, który wydaje się w pierwszej chwili skupiony w zacienionych partiach, pojawia się zaraz potem w miejscach zupełnie nioczekiwanych: i tak po kolei z każdą barwą, z każdym odcieniem odkrywa się iście symfoniczne bogactwo tego malarstwa. Zatrzymałem się dłużej przy Bonnardzie, bo mnie olśnił, ale to oczywiście nie znaczy że podobnych skarbów nie ma u Moneta, Cézanne’a, Renoira czy – może dla wprawniejszego niż moje oka – Courbeta. Wystawa czynna jest do 15-tego stycznia.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU