Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2001-02-01 Muzeum Guimet odnowione

 Piotr Błoński

Tekst z  05/02/2010 Ostatnia aktualizacja 05/02/2010 14:36 TU

Musée Guimet, największa w Europie kolekcja sztuki dalekiego wchodu, otworzyło swe podwoje po sześcioletniej przerwie w czasie której dokonano remontu, a raczej całkowitej przebudowy kosztem 350 milionów franków: ze starego gmachu na placu Iéna została ledwie fasada i narożna rotunda. Była to odważna decyzja – bo poprzedni remont miał miejsce zaledwie 25 lat temu: tyle że jego wynik był katastrofalny, wnętrze zostało wtedy poszatkowane na niezliczoną ilość małych sal z gablotami i sztucznym oświetleniem, które składały się na nudny i obskurny labirynt. Ponieważ dla przeciętnego europejskiego turysty nawet i bez labiryntu sal sztuka dalekiego wschodu jest sama w sobie labiryntem, Muzeum Guimet stało się symbolem tego, czym muzeum być nie powinno.

Szkoda było jednak tak marnować możliwości kolekcji obejmującej 45 tysięcy pozycji od rzeźby monumentalnej starożytnych Kmerów po chińską kaligrafię, i to kolekcji stale wzbogacanej nowymi nabytkami. Lista darów z samych lat 90 zajmuje całą stronę: pół setki chińskich statuetek glinianych z pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia, największa prywatna kolekcja dzieł tybetańskich i nepalskich – głównie malarstwa – kolekcja Krishny Riboud obejmująca indyjskie tkaniny, klejnoty i dzieła rzemiosła artystycznego  z wieków od XVI-tego do XIX-tego… to tylko przykłady. Ale przecież główny zrąb kolekcji zawdzięczamy pasji jednego człowieka – francuskiego przemysłowca Emila Guimet, który, poza tym że pierwszy we Francji wprowadził ubezpieczenia i emerytury dla swych robotników, był jednym z najwybitniejszych francuskich kolekcjonerów swego czasu.

Olśniony najpierw sztuką starożytnego Egiptu, zwrócił się dalej na wschód i w latach 1865 – 1889 zebrał, sam podróżując, kiedy tylko mógł, do Chin, Indochin, Indii i Japonii, kolekcję na tyle znaczną, że jej inauguracji dokonywał prezydent Francji, i że stała się ona główną tutaj świątynią sztuki i myśli Wschodu – co symbolizuje zresztą do dziś osobny pawilon-świątyńka w pobliskim ogrodzie. Nota bene w zamyśle twórcy miało to być muzeum religii. Tego zamiaru jednak nie uszanowano, funkcję tę spełnia raczej Musée de l’homme, a rzeczywistości muzeum Guimeta bardziej odpowiada nazwa Muzeum sztuk Azji.

Po tych wszystkich preambułach – wejdźmy. Po przejściu przez hol na parterze narożnej rotundy zatrzymujemy się, olśnieni, w centralnej przestrzeni wypełnionej monumentalnymi rzeźbami starożytnych Kmerów. Kolekcja sztuki Kambodży jest – powiedzmy od razu – najcenniejszym zespołem. Dostojne posągi buddyjskie z których największe wrażenie robią – archaizujące w europejskim odczuciu – stojące jego figury z XI wieku zdradzają jakieś odległe pokrewieństwo z monumentalną rzeźbą egipską, która była źródłem pasji kolekcjonerskiej Guimeta. Ale trzeba się bronić przed tymi europocentrycznymi skojarzeniami. W tym lesie rzeźb i fragmentów architektonicznych na których rozkwitają roślinne i figuralne reliefy, armia większych i mniejszych bóstw, rządzi inna estetyka. Centralna sala łączy się prześwitami z mniejszymi salami w głębi i po prawej, poświęconymi sztuce Tajlandii, Wietnamu, Birmy, których strzegą nadnaturalnej wielkości groźne sylwetki i maski strażników świątyń - a po lewej – sztuce indyjskiej. Tu znowuż kamienne arcydzieła, tym razem z piątego wieku – hieratyczne posągi Buddy pokryte delikatnie grającym  na fakturze szarego grysu motywem geometryzujących fałdów szaty, albo dwa posągi boga-węża, imieniem Nagaradża, w wykwintnym kontrapoście, starsze, bo z pierwszego wieku. Po tej pierwszej porcji nieuporządkowanych wrażeń wracamy do centralnej przestrzeni i staramy się objąć wzrokiem całość,  co o tyle jest możliwe, że całe wnętrze muzeum poprzecinane jest poziomymi i pionowymi prześwitami: sztuka indyjska np. komunikuje z kambodżańską obok ale i z tybetańską na pierwszym piętrze: rozumiemy że cała ta ekspozycja nie jest akademickim wykładem sztuki dalekiego wschodu, lecz dialogiem.

Nie sposób oczywiście omówić nawet pobieżnie nawet trzech i pół tysiąca wystawionych eksponatów, wybranych z czterdziestu tysięcy jakie posiada to muzeum. Na pierwszym piętrze, gdzie sale okalają jakby tarasem wspomnianą centralną przestrzeń, mieszczą się zbiory afgańskie – w których przenikają się z buddyzmem wpływy hellenistyczne, zbiory pakistańskie, oraz część, nazwijmy ją – archeologiczna - kolekcji chińskiej, o zupelnie innym charakterze, i osobna kolekcja Riboud która jest ewokacją jedwabnego szlaku. Na drugim piętrze – sztuka Korei, głównie reprezentowana przez wielkie panneaux z malarstwem sakralnym o intensywnych barwach, ale także przez maski teatralne i kaligrafię. Kolekcja japońska obejmuje zarówno figury z VIII wieku przed naszą erą, jak malarstwo i rzeźbę buddyjską z ósmego wieku naszej ery czy grafikę siedemnastowieczną: również na drugim piętrze mamy kaligrafię i malarstwo chińskie – fenomenalne pejzażeWen Zengminga z pocz. XVI wieku i mnicha Shitao z XVII, znanego w tłumaczeniu imienia jako Gorzka Dynia, oraz – ceramikę. Sztuka chińska zajmuje jeszcze kilka mniejszych przetrzeni trzeciego i czwartego piętra – skupionych wokół narożnej rotundy.

Z piętra na piętro przechodzimy spiralnymi schodami, których dwa przeciwstawnie wijące się ciągi, oddzielają zachowaną część starego wnętrza muzeum – tj. westybul i narożnik – od urządzonych zupełnie na nowo partii. Te schody oświetlone od centrum budynku przez prześwity nad centralną przestrzenią zapewniają nie tylko komunikację pionową, ale także redystrybucję światła i wygodny dostęp do różnych ciągów ekspozycji – które pozostają cały czas we wzajemnym dialogu – tak jak odnośne cywilizacje. Architekci którym powierzoną przebudowę – Gaudin ojciec i syn – dokonali podwójnego cudu – bo nie tylko zdołali zwiększyć powierznię użytkową muzeum o 25%, ale i tę powiększoną przestrzeń optycznie rozmnożyli, stosując systematycznie sugestie przestrzeni pośrednich  między dwoma salami, między dwoma przejściami, między witrynami czy nawet poszczególnymi eksponatami. Nie ma jednego tam nieprzemyślanego centymetra kwadratowego powierzchni czy ściany, a równocześnie użyte środki formalne należą do tzw. ubogich – dyskretne akcenty na fakturze ścian, odcienie bieli, beżów i szarości kamienia, no i przede wszystkim światło które architekci zdołali wydobyć i dostarczyć do każdego zakątka w iście magiczny sposób. Ale to nie wszystko: choć atmosfera tego miejsca, przy całej jego bezkompromisowej nowoczesności kojarzy się ze świątynią bardziej niż z muzeum, świątynia ta komunikuje się z paryską ulicą na zewnątrz – bo pomyślano też o miejscach widokowych w nieoczekiwanych momentach wizyty, a na czwartej kondygnacji o tarasie widokowym z barkiem gdzie można odsapnąć, zamnim rozpocznie się wizytę od nowa, zaopatrzywszy się w holu w elektroniczny przewodnik, oferowany w 9-ciu językach.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU