Piotr Błoński
Tekst z 08/02/2010 Ostatnia aktualizacja 08/02/2010 16:41 TU
Głównym akcentem jest jednak wystawa Boecklina. Należy ona do tego cyklu wystaw poprzez które dyrekcja Muzeum Orsay, a także kilku innych paryskich muzeów – stara się przełamać paryskocentryczny pogląd na historię sztuki XIX i XX wieku, ukazując systematycznie dorobek najważniejszych twórców z innych europejskich ośrodków. To w tym cyklu zawarto m.in. wystawy Malczewskiego i Ciurlionisa. Obecna wystawa jest w jakimś sensie jeszcze bardziej frapująca dla paryskiego widza niż wystawa Malczewskiego, bo ogląda ją przy świadomości ogromnego wpływu jaki Boecklin wywarł na niemieckojęzyczny obszar kulturowy: a przy tym twórczość Boecklina jest zdumiewająco urozmaicona, czerpie inspiracje z przeciwstawnych źródeł, zresztą jest bardzo nierówna.
Z czysto malarskiego punktu widzenia, jego rzymski pejzaż z r. 1851, czyli okresu pierwszego pobytu we Włoszech, nawiązujący do malarstwa holenderskiego, jest na pewno lepszy niż alegoryczne pejzaże dwadzieścia lat późniejsze; portret żony z roku 63-ciego, w jasnych stonowanych barwach, nawiązujący do malarstwa pompejańskiego, jest dziełem wybitnym, a dziesięć lat późniejsza Muza Anakreona przykładem naiwnego akademizmu; najsłynniejszy obraz Boecklina – powtórzona w pięciu wersjach, pod koniec życia, Wyspa umarłych, jest niewątpliwie obrazem świetnie skomponowanym, dojrzałym, i w dodatku emblematycznym dla rodzącego się symbolizmu, podczas gdy pochodzący z tych samych lat Hymn do wiosny, uosobiony przez sypiącą kwiatuszki dziewoję jest ordynarnym kiczem. Iluż zatem malarzy mieści się w jednym Boecklinie?
Wspomniałem o Malczewskim : ci paryscy widzowie, którzy oglądali jego wystawę, nie mogą nie być zafrapowani podobieństwem między jego chimerami i alegorycznymi postaciami kobiet, a światem centaurów, najad i trytonów czy innych postaci mitologicznych w których Boecklin lubował się na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Podobieństwem nie tylko formalnym – ale także pewną paralelą ironii, którą tym razem katalog wystawy podkreśla. Hoże, rozbawione i rozchlapane dziewuchy Boecklina, kiedy zestawia się je z jego romantycznymi wizjami w rodzaju « napaści piratów », a tym bardziej z refleksyjnymi, symbolicznymi pejzażami jak Ulisses i Kalipso – jawią się jako świadoma kpina z konwencji uporządkowanego dziewiętnastowiecznego gustu.
Boecklin jest nieznośny : jest zbyt literacki, zbyt erudycyjny, zbyt przejęty nostalgią za dawnymi mistrzami, zbyt pochłonięty fundamentalną refleksją nad formą, kolorem, ekspresją : tym wysokim ambicjom jako malarz na ogół nie sprostał. Zakorzeniony jednak w niemieckich tradycjach artystycznych, literackich i estetycznych poruszał on, w sposób pionierski, kwestie dla malarstwa pierwszorzędne. Jego inwencja, śmiałość interpretacji mitologii, motywu śmierci, erotyzmu, odwaga w « materii pomieszaniu » by tak rzec, wzbudziły po latach wielkie zainteresowanie u surrealistów, a i dziś znajdują uznanie jako znamiona nowoczesności.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU