Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 11:24 TU
Witryna, powiedzmy od razu, to dwa hektary powierzchni użytkowej – 20 tysięcy metrów kwadratowych, z czego osiem i pół tysiąca otwartej dla publiczności. Kubatura zaś monstrualna – bo wysokość hal waha się od siedmiu do dziesięciu metrów. I to gdzie! Nad Sekwaną, na granicy szesnastej i ósmej dzielnicy... To monstrum przeznaczone jest, poza tzw. szkołą prowadzoną przez wideastę Ange Leccia – o którym przed rokiem wspominałem w tej kronice, na stale zmieniające się w różnym tempie równoległe wystawy i instalacje młodych twórców, przemieszane ze sobą i wzajemnie komunikujące, animowane nie przez tradycyjnych stróży, lecz przez fachowych pracowników, tzw. mediatorów których zadaniem jest nawiązywanie dialogu ze zwiedzającymi oraz między zwiedzającymi a wystawiającymi artystami.
Cóż tam się będzie działo? Performanse, instalacje, pokazy wideo, malarstwo design, pokazy mody, wszystko co sprawia że kultura się wciąż odnawia, - odpowiadają Jerome Sans i Nicolas Bourriaud, kierujący działalnością przez najbliższe trzy lata. Dziś na przykład menu jest następujące: prezentacja Jednostki pedagogicznej Pałacu Tokijskiego przez Ange Leccia; spotkanie z Kayem Hassanem oraz M łamanym przez M, czyli grafikami Witryny; Coraly Suard-Hirszhorn i Eric Perier prezentują instalację pn. Mémoire active composite, Aleksander Pollazzon - wideo pt. Co robi minotaur kiedy jest sam autorstwa Georgesa Tonyego Stolla; Surasi Kusolwong prezentuje La la la minimal market, a wszystko to przy muzyce za którą odpowiada Open DJ mix jak w domu. Wśród zasad funkcjonowania witryny mamy i tę, że zwiedzający – codzień prócz poniedziałku w godzinach od południa do północy - nie ma się nudzić. Oby. Ja tylko czuję, że trudno mi będzie to referować w tej kronice, trzeba będzie się ograniczać...
Tymczasem kilka słów jeszcze o samym gmachu. Pałac Tokijski – zachodnia część symetrycznego wielkiego zespołu zbudowanego w 1937 roku – mieścił początkowo część atrystyczną wystawy światowej, potem zbiory państwowego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, przeniesione w 1978-ym do Centrum Pompidou, a następnie stał się budynkiem przeklętym, używanym to na wystawy czasowe, to na spektakle, to dla potrzeb Kinemateki. Wyrywały go sobie kolejne władze i pomysły. Trafił się sztuce najnowszej pewnie dlatego, że kilku energicznych działaczy przygotowało projekt o minimalnym koszcie. Cały remont tego ogromnego budynku kosztował ledwie ponad 30 milionów franków, tfu, cztery i pół miliona euro. Starczyło na to co konieczne: prąd, woda, ciepło, wentylacja, bezpieczeństwo. Ale też architektów wybrano znanych z talentu do oszczędności.
Anne Lacaton i Jean Philippe Vassal po prostu wyrzucili całe wnętrze, wszystkie bodaj ściany działowe, piętra i antresole, pozostawiając wspartą na kilku betonowych filarach iście fabryczną halę oświetloną biegnącym na wysokości siedmiu metrów pasem szkła – zgodnie zresztą z oryginalnym szkieletem pierwotnego projektu, oraz monumentalną w swej surowości przestrzeń hallu, gdzie, nie wiadomo jeszcze czy na stałe, biegnących przez całą wysokość ściany dziewięć okien okna wypełniono, niczym witrażami, gigantycznymi fotografiami pt. Twarze prawdziwe, autorstwa Szwajcara Beata Strueli. Architekci dodali tylko dwie kładki oraz schody od strony ulicy. Reszta jest przestrzenią.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU