Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 12:07 TU
W wieku w którym inni debiutują, pan Chassériau pokazał już dowody zręczności i talentu tyleż urozmaiconego co oryginalnego. Wie czego chce i kroczy prosto do celu. Najdrobniejsze jego wytwory cechuje znamię siły i woli: opanował swą technikę i okiełznał swą formę.
Tak o Teodorze Chassériau pisał w 1843-cim roku Teofil Gautier, który przepowiadał mu wielką przyszłość, nie domyślając się, że młodemu malarzowi pozostawało już tylko 13 lat życia. Jeśli mimo to Chassériau pozostawił trwały ślad w historii malarstwa, to zapewne i dlatego że jego talent wybuchł wcześnie. Już w wieku 12 lat – w roku 1830-tym – kształcił się w pracowni Ingresa, który miał o nim jak najwyższe mniemanie – wszak nazywał go Napoleonem malarstwa!
Wielką retrospektywę Chassériau, pierwszą od 70 lat, oglądać można w Grand Palais – potem, w lecie, w Strasburgu, a na jesieni w Nowym Jorku. Ukazuje ona w kolejnych salach główne aspekty twórczości malarza –twórczości na tyle urozmaiconej, że utrudniało to zawsze jego umiejscowienie na tle paryskiej produkcji drugiej ćwierci XIX wieku. A to podkreślano związek z jego mistrzem – Ingresem – niewątpliwy w perfekcji technicznej, w kompozycji oraz w portrecie – a to oskarżano o naśladowanie Delacroix w brawurowych, romantycznych scenach mitologicznych lub w obrazach orientalizujących. Chassériau zaś, jakby wiedział że czas nagli, rzucał się bez wahania w różnych kierunkach, wcale zresztą nie gardząc przy tym sławą i powodzeniem.
Poznali się na nim nie tylko tak wybitni twórcy jak Delacroix, ale i malarze następnego pokolenia, Puvis de Chavannes albo Gustave Moreau, za pośrednictwem których Chassériau jest prekursorem malarstwa symbolicznego, czy, szerzej, secesji. A relacja między wielkim aktem na tle lasu, zwanym Śpiącą przy źródle, a aktem z manetowskiego Śniadania na trawie narzuca się samo.
Trasę wystawy rozpoczynają portrety – w pierwszej sali olejne, w drugiej rysunki, świadczące o nieprawdopodobnych zupełnie umiejętnościach młodego Teodora. Akademicki w zasadzie rysunek nabiera nieoczekiwanej malowniczości: w Portrecie Lidii d'Holebeque koronki sukni stają się istnym świętem kreski, w Portrecie admirałowej Duperré z córkami równoległe odchylenie główek całej trójki nadaje klasycznej kompozycji taneczny i filuterny skręt.
Następna sala – to rzymska eskapada Chassériau w 1840 roku. Uczeń pogonił tam za mistrzem, Ingresem, ale też i tam przekonał się że – cytuję za jego listem – "pod wieloma względami nigdy się nie dogadamy, nie ma on żadnego zrozumienia dla przemian naszej epoki". Z rzymskiego okresu pochodzi portret księdza Lacordaire, w krużgankach klasztoru św. Sabiny – z oszczędnym kolorytem obrazu kontrastują płomienne oczy kapłana – ale także Portret panny de Cabarus – niby klasyczny portret osoby z wyższych sfer, z twarzy której bije powściągnięta, ale świadoma zmysłowość. Portretom również, tym najsłynniejszym, poświęcona jest dalsza sala: Portret dwóch sióstr malarza, Portret Alexisa de Toqueville – choć zgodne z konwencją, cechuje je i naturalność i, jak to ujmował Théophile Gautier – osobliwa gracja.
Nieoczekiwanie przechodzimy do sali poświęconej scenom biblijnym i mitologicznym – gdzie króluje niewielka, ale znana z wszystkich podręczników Estera strojąca się dla Ahaswera, w towarzystwie Wenus anadyomene, ogromnej Zuzanny w kąpieli, Diany z Akteonem... I znowu -klasyczne tematy Chassériau ujmuje w niespotykany sposób, nie burząc konwencji, ale wzbogacając ją, stosując, szczególnie w mniejszych kompozycjach, ciepłą gamę zdecydowanych barw. Dodajmy, że poprzez te właśnie obrazy malarz narzucił swej epoce nowy typ kobiecy, o kształtach wysmukłych a pełnych, pełen zmysłowości i zarazem nierealny – typ który podejmie secesja.
Następne sale – to zdobiące niegdyś ściany Cour des Comptes (Izby Rozrachunkowej) kompozycje alegoryczne – które pozostały wzorem dla dwóch pokoleń malarzy; dalej – malarstwo religijne – którego zwieńczeniem, nad schodami na piętro jest ogromny Chrystus w Ogrojcu: raz jeszcze Chassériau odnawia typ malarski – unikając zarówno patosu, jak sentymentalizmu czy dewocji. Chrystus jest na tym obrazie człowiekiem do ostateczności przygniecionym ciężarem decyzji którą ma podjąć – i skulony w bólu już nawet nie spogląda na krzyż i kielich prezentowany przez grupę zasmuconych aniołów.
W salach na piętrze powracamy do mitologii, ogłądamy ilustracje do Szekspira, żniwo orientalnej, a konkretniej algerskiej przygody Chassériau, szkice i obrazy historyczne – na dzisiaj dosyć.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU