Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 13:03 TU
Nie jesteśmy jednak w muzeum etnograficznym, lecz w Luwrze, na wystawie „Artyści Faraona”. Wymienione przedmioty mają średnio trzy i pół tysiąca lat. Osiedle Deir el Medineh koło Luksoru, badane przez archeologów przez cały wiek XIX-ty, a systematycznie wygrzebywane z piasku w latach 1917-1951 przez francuską misją archeologiczną pod kierunkiem Bernarda Bruyera, zamieszkałe było przez blisko pięćset lat przez rzemieślników zatudnionych przy wykuwaniu i dekoracji, w pobliskiej dolinie Królów, grobowców faraonów i ich małżonek.
Właściwości miejscowego klimatu sprawiły, że stan zachowania wielu przedmiotów jest doskonały: przetrwało nie tylko drewno, trzcina, papirus – ale nawet – w jeszcze innej gablocie na wystawie – zaschnięty na kamień chleb, upieczony gołąbek, miseczka z cebulą i czosnkiem, miseczka z owocami... No i oczywiście cała masa przedmiotów z natury bardziej trwałych, czy to przedmiotów codziennego użytku, czy, tym bardziej, przedmiotów o charakterze religijnym czy wotywnym.
Osiedle, otoczone murem, zajmowało przestrzeń 132 na 50 metrów i składało się z 68-u domostw, których mury zachowały się po dziś dzień do wysokości jednego metra. W pobliżu zaś odnaleziono liczne groby i grobowce, zawierające, jak to w starożytnym Egipcie, całą masę rzeczy w które wyposażano zmarłego na ostatnią podróż.
Zacząłem jednak, zgodnie z trasą wystawy, od życia codziennego. Przyzwyczajeni jesteśmy albo do wystaw które stawiają sobie za cel ilustrację życia codziennego, przybierając, często zresztą w arcyciekawy sposób, charakter etnograficzny, albo do tego eksponaty ilustrujące życie codzienne służą uzupełnieniu głównej, artystycznej czy historycznej osi wystawy. Tu jest inaczej: krzesełka, koszyki, dzbanki na piwo, przybory do makijażu i instrumenty muzyczne wprowadzają nas – ze wzruszeniem – w codzienność egipskich rzemieślników i ich rodzin, ale do tej codzienności należą także trzy dalsze etapy wystawy, zatytułowane tworzenie, wierzenie i umieranie.
Czy mamy tu do czynienia ze zwyczajną wioską, jak czytamy w katalogu? Nie całkiem zwyczajną: żyły w niej pokolenia wyspecjalizowanych rzemieślników i artystów, których imiona i koligacje są dziś dobrze znane, dzięki odczytaniu tysięcy pozostawionych przez nich napisów, podobnie jak struktura organizacyjna ich zatrudnienia, nazwiska skrybów i szefów ekip. Zapisywali bowiem wiele: modlitwy i sny, ale i to kto nie przyszedł do pracy i dlaczego, i to, ile dostarczono ziarna, pisali do siebie listy na ostrakonach – czyli odłamkach piaskowca lub ceramiki, rysowali w wolnych chwilach dla zabawy albo dla upamiętnienia rodzinnych wydarzeń. Także na ostrakonach kreślili czerwoną kreską szkice zamierzonej płaskorzeźby – szef ekipy poprawiał kreską czarną. Potem w ruch szły – zachowane również – dłuta, gładziki, pędzle...
Ale może za bardzo przywiązuję się do tych materialnych świadectw. Ta wystawa ilustruje coś znacznie ważniejszego: stałą obecność, w życiu codziennym, wierzeń religijnych, troski o życie pozagrobowe. Pod opieką bogini Hathor, ale i ubóstwionych, nieco wcześniej pochowanych faraonów, mieszkańcy Deir el Medineh twardo na nie liczyli. Dbali o przodków, których stele i figury mnożyli w domach, dbali też o własny pochówek. W dniach wolnych od pracy przy grobie faraona zajmowali się własnymi. Tych wolnych dni było niemało: jak zaświadczają stosowne papirusy, po ośmiu dniach pracy były dwa dni odpoczynku, ale i o zwolnienie było nietrudno – a to żona chora, a to dach naprawić...
Powstawały więc przy osiedlu grobowce składające się z kaplicy przykrytej niewielką piramidą z piramidionem na szczycie, i kryptą w podziemiach w której ci, co mogli składali pokryte malowidłami sarkofagi – jak pani Madża albo rzemieślnik Sennedżem – inni zadowolić się musieli posążkami wotywnymi. Ale zapasy na drogę mieli wszyscy – starczyło aż do naszych czasów.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU