Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 14:05 TU
Klein najpierw chciał poświęcić się malarstwu, ale uznanie zdobył, jeszcze w latach 50-tych, jako fotograf a zaraz potem również jako reżyser filmowy, autor Broadway by light, uważanego za pierwszy film pop, Kim jesteś Polly Magoo, Mr Freedom, filmów dokumentalnych np. o Muhamadzie Alim, czy o wydarzeniach 68 roku na Sorbonie – zresztą na prośbę studentów... W 99 roku zrealizował Mesjasza, w oparciu o oratorium Haendla pod dyrekcją Marka Minkowskiego. Ale wróćmy do fotografii: jeszcze w 56 roku Klein wydał album fotografii New York, który uważać można za zapowiedź zarówno pop-artu, jak nowego realizmu i nowej figuracji: w następnych latach wydawał kolejne albumy poświęcone miastom, Rzymowi, Moskwie, Tokio, zbierał najrozmaitsze nagrody i wyróżnienia, a im był sławniejszy, tym bardziej zanurzał się w undergroundzie – choć od czasu do czasu pracował na przykład dla Vogue.
Jaki jest ten Paryż w obiektywie Kleina ?
Mamy do czynienia z fotografiami wykonywanymi od lat 60-tych do dni poprzedzających wystawę i wydanie towarzyszącego jej albumu, pokazanymi w dużych formatach: czarno-białymi – ale także barwnymi, bo Klein nie podporządkowywał się tyranii czarno-białej klasyki. Fotografuje on przede wszystkim ludzi, głównie ludzi w grupach, stosownie do wydarzenia, okoliczności, środowiska. Jeśli trafia się pejzaż miejski, jak romantyczny nocny widok zaułka, to, zdaje się, jako sygnał że i to fotograf dostrzega: swoją drogą, w połowie wystawy mamy kilka zdjęć przedmiotów – dizajnowskich umywalek czy pisuarów, kosza na śmieci, studzienki kanalizacyjnej – które są właściwie portretami na równych co portrety ludzkie prawach. Ale, mówiąc brutalnie, Klein fotografuje pisuary jak ludzi, ale i ludzi jak pisuary.
Po wstępie, na który składa się kilka brutalnie trzeźwych zdjęć z manifestacji przeciw Aids, kompozycja z powiększonych stykówek z różnych epok, oraz plakaty filmów Kleina, wdrapujemy się na pierwsze piętro : Kleinowi zależy na pokazaniu jak ważna jest dla niego selekcja, wystawia powiększenia stykówek z naniesionymi flamastrem skreśleniami, podkreśleniami, zaznaczeniem obrazu wybranego spośród kilku podobnych. Są one skupione po trosze tematycznie – a motywem przewodnim jest tworzony przez fotografowanych własny wizerunek : dosłownie, jak w scenach tatuażu czy makijażu, świadomie, jak na rozmaitych celebracjach – od wyścigów konnych po przyjęcie w szesnastej dzielnicy Paryża czy bal debiutantek, sąsiadujący z fotografią trzech pstrokatych panieniek wystawiających się na ławce w parku : powracającym tematem są wszelkie manifestacje – nie tylko protesty, ale i koncerty publiczne, paryski maraton, doroczny bieg kelnerów czy pogrzeb Mitteranda lub Tino Rossiego. Powracającym motywem jest utożsamianie się w grupie – znowu rozmaite przyjęcia, sceny sportowe, jedzenie – przy wykwintnym stole, na koktajlu, przy barze, na ulicy...
Ale cała rzecz w tym, że w przeciwieństwie do wielu fotografów, szukających tego co dla rozmaitych aspektów Paryża wspólne, Klein potrafi ten Paryż rozczłonkować, skontrastować, podkreślić, aż do przesady jego urozmaicenie – estetyczne, socjalne, etniczne. Na ten efekt składają się precyzja spojrzenia, częsty użytek szerokiego kąta, skróty kompozycyjne, umiejętność brutalnego wydobycia postaci która jest równocześnie i typowa dla danej sceny i wyjątkowa w swej ekspresji, znaczenie każdego szczegółu, specyficzne użycie przesyconego koloru, podkreślającego teatralność zachowań...
Tylko czy to jest Paryż ? Choćby te przejaskrawione barwy: one są z Florydy a nie znad Sekwany, działają więc raczej jak filtr. Przejaskrawione są zachowania, wyrazy twarzy, sytuacje – zawsze grupowe – wymuszone są kadry i zbliżenia. Oczywiście, każdy, artysta szczególnie, ma prawo i obowiązek własnej wizji, a jeśli chce widzieć ekstrema, to szczęść Boże. Nie jest to więc portret Paryża, tylko Paryż jako tworzywo sztuki fotografii. Problem w tym, że Klein i wielu zresztą innych artystów jego pokolenia, potrafili narzucić epoce ten sposób widzenia rzeczywistości w jej ekstremach tak skutecznie że stał się on praktycznie obowiązkowy.
Nie brak jednak i dowcipnego ukłonu w stronę tradycji. Oto migawka, chyba z dzielnicy Sentier: na tle poprzemysłowego pasażu przystanął, ze świeżą bagietką pod pachą a rozpostartą przed nosem gazetą, kilkuletni gruby arabski chłopczyk, dzisiajszy paryski Gavroche.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU