Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 15:11 TU
FIAC jest imprezą już dobrze zasiedziałą, organizowaną na skalę odpowiadającą ambicji ucieleśniania paryskiego rynku sztuki nowoczesnej, skupiającą uznane francuskie i europejskie galerie – razem 165 galerii i 900 artystów. Targi Art Paris, na których wystąpiło tym razem 85 galerii stworzone zostały zaś przez odstępców z FIACU, zbuntowanych właśnie przeciw nadmiernej instytucjonalizacji tej imprezy i zmonopolizowaniu jej przez wielkich marszandów.
Rok bieżący przyniósł apogeum tego buntu, bo do Art Paris przeszedł Henri Jobbe Duval, jeden z twórców FIACU i najbardziej szanowanych jego animatorów. Czas buntu i sporów zdaje się zresztą mijać, obie imprezy dopełniają się wzajemnie, znalazły swój styl i swoją publiczność. Różnica polega z grubsza na tym, że na FIACu wystawia się zarówno rzeczy najnowsze, łącznie manifestacjami na poły prowokacyjnymi, jak i antykwaryczne już właściwie dzieła z całego dwudziestego wieku, i preferuje się klientów zamożnych, gotowych wypłacić choćby milion osiemset tysięcy euro za Różową panterę Jeffa Koonsa. Natomiast Art Paris stara się ograniczyć do sztuki bieżącej, i choć tęskni za klientami bogaczami, nie zapomina i o tych którzy w zachwycie wysupłają z portfela kilkaset czy kilka tysięcy euro. Co wcale nie znaczy że na Art Paris nie ma rzeczy droższych – o cenę brązowych odlewów posągów mojego ulubionego Usmana Sowa nawet nie ośmieliłem się zapytać.
Art Paris jest też naturalnym miejscem dla małych a ambitnych paryskich galerii – jak galeria Tadeusza Koralewskiego który pokazywał m.in. rysunki Szurka. FIAC z kolei bardzo się zinternacjonalizował – w tym roku po raz pierwszy galerie zagraniczne były tam liczniejsze od francuskich, i bez kompleksów dobija się do najważniejszych na świecie kolekcjonerów. Od każdego z wystawiających organizatorzy zażądali pięciu nazwisk kolekcjonerów, by ich zaprosić na zarezerwowane dla nich przedpołudnie. Czterystu takim wybrańcom FIAC zafundował nocleg w wykwintnym hotelu, samochód do dyspozycji, kolacyjki i prywatne wycieczki na aktualne wielkie paryskie wystawy Picassa z Matissem, Velasqueza z Manetem, Matthewa Barnesa itp. Widocznie się to opłaca. Równocześnie jednak zarówno na FIACu jak i na Art Paris wystawcy wiedzą, że jest to jedyna okazja spotkania skromniejszych, ale zdecydowanych kolekcjonerów, z których każdy wyda może mniej, ale których jest znaczna liczba – z Francji, Belgii, Holandii, ostatnio nawet z Niemiec – i którzy mają ogromny wpływ na kształtowanie się gustów, no i cen na rynku.
Na FIACu podkreślano w tym roku specjalne uprzywilejowanie sztuki wideo, dla której zarezerwowano osobną przestrzeń oraz fotografię. Wśród tegorocznych odkryć, których jednak nie ma wiele, powraca nazwisko fińskiej fotograficzki Eliny Brotherus. Nie brakło jak mówiłem nuty prowokacyjnej – chińczyk Szje-jen-szen pokazał wideo z chińską torturą czyli krojeniem skazańca kawałeczek po kawałeczku i zapatrzonym w to tłumem gapiów, do których siłą rzeczy dołączają spoza ekranu goście FIACu, brytyjczyk Franco B. kapał zaś własną krwią ze specjalnego pomostu.
Na Art Paris najpiękniejszą wystawę zapewnił belgijska galeria Willy d'Huyssera która pokazała po prostu bardzo wysokiej jakości wybór płócien Alechinsky’ego. Ponadto na Art Paris urządzono nowy dział poświęcony wydawnictwom graficznym i artystycznym – to jeszcze jeden gest w kierunku skromnych a wymagających amatorów sztuki.
Wypada jeszcze przypomnieć na koniec, że prócz owych dwóch imprez mamy jeszcze osiemnaste wydanie salonu MAC 2000 – gdzie w tym roku 116 artystów pokazuje po kilkanaście swych dzieł. I ta impreza, choć o odmiennym od tamtych charakterze, znalazła trwałe miejsce w paryskim życiu artystycznym, któremu witkiewiczowski Bungo już sto lat temu postawił diagnozę los ultimos podrigos, a które ciągle jeszcze zipie a zipie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU