Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 15:56 TU
Choć Paryżanin z urodzenia, Nicolas de Largilliere kształcil się w Antwerpii, a pierwsze sukcesy odnosił w Londynie. Ale już w wieku 23 lat osiedlił się w sym rodzinnym mieście i tam już pozostał, ciesząc się niesłabnącą sławą i zamówieniami zarówno na dworze królewskim jak wśród burżuazji.
Largillierre znany jest przede wszystkim jako portrecista – i rzeczywiście w tej dziedzinie potrafił złączyć wszystkie swoje talenty: swoje modele potrafi on odmalować z wielką przenikliwością, zachowując prawie zawsze jakąś cyniczną równowagę między pożądanym przez zamawiającego wyrazem bogactwa, potęgi i elegancji – czyli funkcją prestiżową obrazu – a bardziej realistycznym wyrazem pychy i samozadowolenia dobrze odżywionych portretowanych. Co więcej w taki sam sposób Largillierre traktuje samego siebie. Z trzech obecnych na wystawie autoportretów patrzy on na nas dwuznacznie, jakby bezradny wobec świadomości własnego, najspokojniej akceptowanego geniuszu.
Swoje modele Lqrgillierre oprawia w bujną, późnobarokową kompozycję którą wypełnia nieprawdopodobnym bogactwem barw i form, dla których wyszukane i drogocenne stroje portretowanych stają się pretekstem. Zgoda, zdaje się mówić autor: maluję na zamówienie pyszałków i nie szczędzę im komplementów: niech więc kłębią się i nawarstwiają ich niedbale spięte atłasy, jedwabie i adamaszki, ich klejnoty i koronki, ich afektowane pozy i wykwintne salony którym dla kontrastu, zza teatralnie podwieszonej kotary, zapewniam perspektywę w postaci ślicznie urządzonych parków i ogrodów.
Largillierre walnie przyczynił się do rokokowej estetyki dworskiej, i można go za to uwielbiać: równie dobrze można mu to zarzucać. Ale komisarze wystawy w muzeum Jacquemart André najwyraźniej byli tego świadomi, i zamieścili wśród eksponatów kilka fenomenalnych obrazów które pokazują talenty Largilliera w innym, uzupełniającym i wzbogacającym świetle.
Pomińmy sale poświęcone tematom religijnym i mitologicznym: tu afektacja i bogactwo formalne bardziej drażni niż zachwyca. Ale Largilliere okazuje się absolutnym mistrzem na przykład w martwej naturze. Trzy jego martwe natury z wiszącą w arkadzie kuropatwą – dwie z Grenoble a trzecia, najlepsza, z Petit Palais, starczą za wyjaśnienie dlaczego jako profesor królewskiej Akademii Sztuk Pięknych Largillierre ściągnął do niej Chardina. A w dwóch następnych salach – poświęconych najbardziej efektownym portretom, rozumiemy en passant, po drodze, dlaczego bez Largilliera nie byłoby Watteau i Fragonarda.
Trzeba przy tym pamiętać, że Largilliere był naprawdę doskonałym portrecistą. Owszem, przydaje on muskułów sześcioletniemu książęciu, ale ciernisty krzak w tle sugeruje że dziecię to będzie musiało stawić czoła jakimś poważnym wyzwaniom. W grupowych potretach podkreśla on przez rozmach i luksus strojów, pychę i potęgę arystokratycznych rodzin, ale medalion z portretem zmarłego męża lub ojca zapewnia obrazowi bardziej poważne skojarzenia. Za to w portrecie młodego jeszcze Voltaire’a wystarczy sam wyraz twarzy i przenikliwe, świdrujące spojrzenie którego moc malarz doskonale wyczuwa, zdolny do dystansu, świadomy teatru który sam inscenizuje w swoich obrazach. Wystawa w muzeum Jacquemart André pokazuje dzieło artysty który potrafił wprząc w potrzeby elitarnej społeczności dorobek nowożytnego malarstwa – i doprowadzić do tego że w tym zaprzęgu malarstwo pozostało – przynajmniej w najlepszych realizacjach – zwycięskie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU