Piotr Błoński
Tekst z 09/02/2010 Ostatnia aktualizacja 09/02/2010 17:14 TU
A to było tak: dawno, bardzo dawno temu, biznesmeni nie tylko mieli gust, nie tylko tworzyli piękne kolekcje sztuki, nie tylko otaczali się artystami i przyjaźnili się z nimi, ale nawet sami próbowali swoich sił w sztuce. Do takich należał Henri Rouart, absolwent Politechniki w 1855 roku, inżynier i wynalazca w dziedzinie silników i systemów chłodzenia. Dorobiwszy się znacznej fortuny, jął kolekcjonować dzieła sztuki, i sam dużo malował – a jako malarz był uczniem Corota. Jego brat Alexis zbierał ze swej strony sztukę Dalekiego Wschodu. Obaj przyjaźnili się od dzieciństwa z Edgarem Degasem. Obaj też dorobili się licznego i coraz bardziej rozmnażającego się potomstwa które kontynuowało aż po dzisiajsze czasy tradycję związków ze sztuką, i to nie tylko artystycznych.
Jeden z synów Henryka, Ernest, ożenił się z córką Berty Morisot, czyli bratanicą Edouarda Maneta : drugi z synów, Eugeniusz - z Yvonne Lerolle, córką wziętego, choć dziś niemal zapomnianego malarza Henry Lerolle, autora monumentalnych kompozycji w gmachach III Republiki. Do bywalców pałacyku Rouartów i ich wiejskiej posiadłości należeli Degas, Manet, Renoir, Maurice Denis ale także pisarze muzycy i poeci – jak Paul Valéry, Stéphane Mallarmé, André Gide czy Claude Debussy… całe to towarzystwo portretowało się nawzajem i pławiło się w dziełach sztuki, gromadzonych z iście przemysłowym rozmachem w pałacyku Hôtel de Lisbonne, gdzie konkurowały ze sobą, obok obrazów Velazquesa i Goyi płótna Delacroix, Milleta, Corota, Daumiera, Degasa, Maneta, Renoira i innych impresjonistów. Wyprzedaż tej kolekcji w 1912 roku była pierwszym wielkim tryumfem impresjonizmu: przyniosła zresztą bajeczny wynik ponad sześciu i pół miliona ówczesnych franków.
W Muzeum Życia Romantycznego zebrano około setki obrazów z tej kolekcji, dziś rozproszonych po całym świecie. Rekonstytucja całej kolekcji przekraczałaby możliwości największych nawet światowych muzeów.
Trasę wystawy rozpoczyna sala z obrazami malowanymi przez przedstawicieli kolejnych pokoleń Rouartów. Nie tylko przez grzeczność w stosunku do ich mecenatu. Naturalnie nie są to kamienie milowe historii malarstwa – ale są to całkiem dobre obrazy. Pokazują one, poza rzetelnością warsztatową, jak ci oświeceni amatorzy żywo reagowali na malarskie nowości powstające w ich kręgu: protoplasta rodu, Henryk, który, jak mówiłem, był uczniem Corota, był uzdolnionym pejzażystą, i zresztą uczestniczył w prawie wszystkich wystawach impresjonistów. Impresjonistą był także jego syn Ernest, pozostający pod wyraźnym wpływem Degasa którego zresztą był jedynym uczniem; wnuk, Augustin Rouart, zaczął z kolei malować pod wpływem nabistów, by później ewoluować w kierunku dalszej syntezy i coraz ostrzejszych barw. Wszystkie te obrazy stanowią wstęp niezbędny dla zrozumienia ducha kolekcji i całego zjawiska jakim był aktywny mecenat Rouartów. Pokazują że obcowanie ze sztuką i kolekcjonerstwo nie było dla nich hobby czy snobizmem, lecz ważną częścią ich życia. Rzadko kiedy osobowość kolekcjonera – w tym wypadku kolekcjonerów – ujawnia się tak wyraźnie.
Druga sala jest cząstkową rekonstytucją zbiorów Henryka: a więc obrazy Delacroix, Courbeta, Degasa, Corota, Berty Morisot: w dalszych dwóch salach wielkiego atelier prym wiodą obrazy Berty Morisot i Augusta Renoira – przeważnie portrety córki Berty – Julii, też oczywiście kształconej malarsko i widoki wiejskich posiadłości Manetów i Rouartów. Portret kilkuletniej Julii siedzącej na konewce, pędzla Edouarda Maneta, jest sztandarowym obrazem wystawy. A wszystko to wśród szkiców, rysunków, portretów rodziny i kręgu znajomych – nawet Paul Valéry chwycił w tym towarzystwie za ołówek! W tym intymnym kręgu nawet obrazy Lerolle’a pokazują nieznaną stronę tego „oficjalnego” malarza – bardziej osobistą, liryczną, zbliżoną do symbolizmu.
Choć wystawa dotyczy raczej drugiej połowy dziewiętnastego wieku, trudno o lepsze dla niej miejsce niż Muzeum Życia Romantycznego w zachowanej wśród późniejszych zabudowań kameralnej posiadłości, właściwie dworku, malarza Ary Schaeffera. Sztuka miesza się tam z codziennym życiem, więcej, jest codziennym życiem, tak jak była nim dla Rouartów.
Zgodnie ze swym tytułem, wystawa dowodzi jak pierwszorzędną rolę odegrała rodzina Rouartów w rozwoju i uznaniu impresjonizmu; a przy okazji przyczynia się do zrewidowania pokutującego jeszcze schematu opozycji między cierpiącą artystyczną awangardą a mieszczanami-filistrami. Pozycja społeczna nie ma nic do rzeczy: to kwestia wrażliwości i kultury…
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU