Piotr Błoński
Tekst z 10/02/2010 Ostatnia aktualizacja 10/02/2010 10:34 TU
Niezależność od czego? W 1917-tym roku Miro ma lat dwadzieścia cztery i maluje od lat pięciu. Choć jeszcze nigdy nie opuścił rodzinnej Katalonii, wydaje się dobrze zorientowany w nowoczesnym malarstwie. W pierwszej sali naszej wystawy znajdujemy pejzaże i portrety balansujące na swój sposób między fowizmem a kubizmem: nie do końca, bo np. kubistyczne formy krzepkiej niewiasty w Akcie stojącym z 1918-tego roku obramione są w motywy zgoła dekoracyjne. Zresztą zaraz potem – to druga sala – Miro produkuje pejzaże wiejskie i miejskie pozornie naiwne, detalistyczne, jak je nazwano – ale w tym samym czasie maluje słynny czerwony pucołowaty autoportret.
I znowu się buntuje – chyba przeciw samemu sobie – bo w kolejnej serii – i kolejnej sali – mamy wiejskie widoki z rodzinnej farmy Montroig i martwe natury w których czuje się jakby powiew surrealizmu. Precz z detalizmem i detalami, na barwnym niemal jednolitym tle niepokojąco afirmują się dzbanek, chochla, lampa stajenna, jeszcze nie sprowadzone do znaku graficznego, jak w późniejszym okresie, ale już jakoś go zapowiadające. W 1920 roku Miro wreszcie dotarł do upragnionego Paryża, pierwsze miesiące poświęcił na zwiedzanie i oglądanie wystaw: w całym następnym dwunastoleciu będzie spędzać pół roku w Paryżu a pół w Katalonii.
Właściwe spotkanie z surrealizmem nastąpi parę lat później – i wcale nie będzie bezkonfliktowe. Niezmordowany doktryner tego kierunku André Breton odwiedzi jego pracownię w 1925 roku, ale dopiero w 28-ym uzna że „Miro jest najbardziej surrealistyczny z nas wszystkich”. Tymczasem Miro myślał już wtedy o czym innym, bo drażniła go w surrealizmie literatura, chciał pozostać – i pozostał – przy czysto malarskich środkach wyrazu. Ale to też było wynikiem kolejnych buntów i nieustannego kwestionowania swych dokonań, jak przekonujemy się w kolejnych kilku salach: owszem, w 1924 roku pasjonuje się wolnymi skojarzeniami które przenosi na papier tzw. notesów katalońskich.
Maluje więc, prócz serii katalońskich chłopów – których twarze są sprowadzone do prostych znków – kreski, kropek, wideł – także obrazy-sny, obrazy-poematy, w tym ten, który dał tytuł wystawie – Narodziny świata. Niezwykły to obraz w roku 1925: na brudnawobrązowoszarym, niedbale zachlapanym tle kilka nałożonych czarnych i czerwonych plam i zółta smuga jak sznurek. W 26-tym roku maluje serię obrazów w których rolę odgrywają też zapisane słowa – to jakby powrót do notesów – ale równocześnie maluje też inaczej – jakby starannie kopiował kolaże.
Taką skomplikowaną niby wycinanką jest też, dwa lata później, Ziemniak. Miro przechodzi do coraz lepiej wypracowanego alfabetu znaków graficznych, bliskich kaligrafii, na starannie przemyślanym tle zwykle jednobarwnym lecz podkreślającym głębię i tajemniczość – po czym buntuje się na dobre: w 29-tym roku porzuca kolor i w ogóle malarstwo, poświęca się kolażom, także trójwymiarowym. Postanawia „zamordować malarstwo”, używa papieru ściernego, smoły i asfaltu, kredy, drutu, drewna. Gardzę malarstwem – pisze: interesuje mnie tylko duch.
Po roku znowu jednak maluje – czy raczej brutalnie szoruje jaskrawą farbą po płótnie, rzucając wyzwania równocześnie surrealizmowi i abstrakcji. A potem znowu kolaże – ale tym razem traktowane jako szkice do serii 18 obrazów zatytułowanych Malarstwo – to już taki Miro jaki każdemu od razu staje w oczach. Trasa mogłaby się właściwie na tym skończyć, ale mamy jeszcze w ostatniej sali ucztę w postaci trzech wielkich Błękitów – siadamy więc naprzeciw na kanapie i pogrążamy się w rozkosznej medytacji – bo i dla samego Miro, te obrazy były medytacją.
Morał z tej wystawy taki, że Miro, to wcale nie malarz spontaniczny, beztroski i naiwny, lecz buntownik, docierający do swej niezależności od wszystkiego, nawet od samego siebie, choćby przez ascezę i wywoływane przez nią halucynacje.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU