Piotr Błoński
Tekst z 10/02/2010 Ostatnia aktualizacja 10/02/2010 17:07 TU
Chodzi tu o maski, z jednej strony pochodzące ze zbiorów etnograficznych – maski afrykańskie, jak maska teke niegdyś należąca do André Deraina, amerindiańskie czy pochodzące z Pacyfiku, ale także groteskowa maska ze Szwajcarii, która służyła jako rekwizyt w czasie ludowych obrzędów noworocznych. Są też maski aktorów z północnych Indii oraz maska-hełm japońskiego samuraja. Ale to nie wszystko: bo te przedmioty skonfrontowane są z wytworami nowoczesności – takimi jak futrzana maska pilota czy maska-okulary czołgisty z czasów pierwszej wojny światowej aż po hełm kanadyjskiego hokeisty. Frapujące są zestawienia np. maski z egipskiego sarkofagu, maski japońskiego aktora i maski spawacza. Ale style, techniki i rodzaje są zbyt różnorodne, by można mówić o dialogu. Co je łączy? Poezja. Komisarz wystawy poprosił poetę Michela Butora o klasyfikację, czy raczej ułożenie w grupy tych masek i wprowadzenie swym tekstem każdej grupy. Jakie są maski według Butora? Mogą być opiekuńcze, kpiące, współczujące, nauczające, niepokojące, enigmatyczne, odstraszające, przerażające. Stać się kim innym niż się jest, czy tego nie pragnie każdy człowiek?
Honoré Daumier, najsłynniejszy w XIX wieku francuski karykaturzysta, miał bardzo szczególną technikę. Lepił z gliny popiersia osób karykaturowanych które następnie służyły mu jako model do litografii publikowanych w satyrycznych pismach takich jak Charivari i la Caricature. Wykonał ich około czterdziestu z których po dziś dzień zachowało się 36, w lepszym lub gorszym stanie. Sucha glina, i to pobieżnie polichromowana – konserwuje się nie najlepiej. Ale odrestaurowano je dzięki mecenatowi banku BNP, któreego nie zraziło to, że wśród karykaturowanych przez Daumiera osobitości niepoślednie miejsce zajmowali bankierzy. Można je oglądać do końca sierpnia w Muzeum Orsay, oczywiście w zestawieniu z litografiami dla których były wzorem.
W Europejskim Domu Fotografii obejrzeć można wystawę monograficzną Martina Parra, 52-letniego brytyjskiego fotografa który swą sławę zawdzięcza sportretowaniu społeczeństwa brytyjskiego w sposób dokładnie sprzeczny ze stereotypem: w estetyce kiczu, w psychedelicznych ostrokwaśnych kolorkach, przesadnych zbliżeniach i z nadużyciem flesza.
Jego zdjęcia z lat siedemdziesiątych ukazywały Anglię fotelowo-kanapową, z firaneczkami w kwiatki, wzorzystymi tapetami i wazonikami z plastiku; w latach osiemdziesiątych – latach tryumfu ideałów liberalnych wydarzeniem stała się seria pt. „The last resort” – ostatnie uzdrowisko – poświęcona wypoczynkowi ludu pracującego w New Brighton: tłuste ciała na słońcu, tłuste papiery po kanapkach, dzieci pląsające między śmieciami w kałuży – ale i middle class w kolejce po zbędne zakupy i rauty snobów. Zarzucano mu że nabija się z ubogich ale Parr się tym nie przejął – sam wkłada sandały na nogi w skarpetkach niczym polski turysta z opowieści Mrożka i robi reportaże o klientach promów na kanale La Manche, przez który jego ziomkowie przepływają by uzupełnić zapasy alkoholi i piwa. W 95 roku pokazał serię Common Sense, w której, jak sam mówi, obsesyjnie polował na tumiwisizm, wulgarność i absurd.
Ale na wystawie obejrzeć można również jego czarno-białe reporterskie fotografie sprzed trzydziestu lat które potwierdzają, że to nie on znęca się nad rzeczywistością, lecz rzeczywistość sama na sobie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU