Piotr Błoński
Tekst z 15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 15/02/2010 12:16 TU
Ta wystawa jest jak gra – zresztą wszelkie gry hazardowe pasjonowały dadaistów i poświęcona im jest jedna z klatek – a więc jak gra bez reguł na wielkiej szachownicy po której każdy komponuje sobie swoją własną trasę, bo przecież chronologia nie ma większego znaczenia dla ruchu którego najważniejsze dokonania zamykają się w okresie sześciu, najwyżej ośmiu lat.
Ważniejsze jest jego geograficzne rozstrzelenie – Zurych, Berlin, Paryż, Nowy Jork, Barcelona, Bruksela, Hanower... i niesłychana spójność, dzięki stałym kontaktom jego twórców – osobistym i bezpośrednim przy okazji wystaw, spektakli, wspólnej pracy, balów i dyskusji, ale także listownym, no i za pośrednictwem niezliczonej ilości publikacji. Samym czasopismom Dada poświęcona jest jedna z klatek, ale wszędzie napotkamy na deklaracje, manifesty, ulotki, luźne artykuły – nota bene Międzynardowe centrum archiwów Dada, które znajduje się w Uniwersytecie Iowa, udostępnia poprzez Internet katalog liczący 47 tysięcy tytułów, a w tym znumeryzowane publikacje dadaistów. Ale co innego pooglądać i poczytać na ekranie, a co innego zanurzyć się w gąszcz wielorakich tworów dadaistycznych.
Statystycznie rzecz ujmując malarstwo, rzeźba i fotografia są na tej wystawie we względnej mniejszości; uprzywilejowaną techniką dadaistów jest rysunek, notatka, kolaż, druk. Niezmierna ilość tych drobnych eksponatów sugeruje nastrój gorączki twórczej – bo od czasów dada wszystko jest twórczością i może po tej wystawie powinno się biegać a nie chodzić, bo zostało to odkryte w ciągu owych zaledwie kilku lat – a sztuka dzisiajsza, tak wiele z dada czerpiąca, właściwie tylko przeżuwa te odkrycia.
Co rzekłszy, szukamy jednak – i znajdujemy – najsłynniejsze dokonania. Fontanna Duchampa, czyli wystawiona w Nowym Jorku muszla pisuaru i inne ready-mades; tegoż Panna Młoda, ale i próby zafiksowania na papierze efektów kina, czy eksperymenty fotograficzne robione wespół z Man Rayem. Znajdujemy Kurta Schwittersa, któremu przypadły dwie klatki – jego Merzbildy, kolaże i rozkoszne skrzyneczki, obok bogatej twórczości graficznej i zapisu onomatopeicznej Ursonate; dosłownie wszechobecny jest Picabia, który z perspektywy pozostaje dla dadaizmu najbardziej emblematyczny, bo nie sposób u niego oddzielić odkrywczości od prowokacji, głębokiej refleksji od maniakalnej precyzji, cynizmu od intelektualnej trzeźwości: Żeby wam się coś podobało trzeba żebyście to od dawna widzieli i słyszeli, oznajmił niegdyś ten współodkrywca relatywizmu sztuki. Wszechobecni są także Man Ray, Max Ernst, Tristan Tzara i Jean Arp – ta wystawa jest rzadką okazją obejrzenia tak urozmaiconych przykładów ich twórczości.
Kluczymy dalej i trafiamy na berlińczyków: manifesty Richarda Huelsenbecka, pod którego wpływem środowisko berlińskie uświadomiło sobie swój dadaizm, pierwsza, rychło zakazana, jego publikacja Club Dada, potem Der Dada, Dada Almanach, Dada Messe; widać, że dadaizm berliński miał niesłychanie silne źródła antymilitarne: przykładem karykatury Georgea Grosza. Ale nie tylko. Duch naszych czasów Raula Hausmanna, to też proroctwo: głowa do której przytwierdzone są rozmaite techniczne urządzenia. W tych samych rejonach wystawy są kolaże i fotomontaże Hanny Hoch – swoją drogą kobiety odegrały w dadaizmie rolę pierwszoplanową – Sophie Tauber, tępiąca pretensjonalność malarstwa olejnego i eksperymentująca w swych kompozycjach abstrakcyjnych nowe materiały, traktująca marionetki jak rzeźby i rzeźby jak marionetki, czy Suzanne Duchamp ze swymi enigmatycznymi rysunkami i obrazkami.
Wracamy do początku i oto klatka z Cabaret Voltaire. Zurych, rok 1916 – tu ściągnęli z całej Europy artyści, poeci i malarze którym nie w smak było mięso armatnie. Przewijali się tam Tristan Tzara i Marcel Janco, Huelsenbeck, Jean Arp i Sophie Taeuber, konferansjerem był Hugo Ball: w spektaklu uczestniczyć mógł każdy, śpiewając, tańcząc, recytując, wystawiając obrazy, w świadomości że wskutek wojny wali się cały cywilizacyjny dorobek Europy a z nim razem kanony sztuki; bo jak się dziś podkreśla, przy całej prowokacyjności, absurdzie, kpinie z uznanych wartości to nie dadaizm był destrukcyjny: dadaizm destabilizował, bo drążył konsekwencje kryzysu wartości tym dokładniej, im bardziej nieokiełznana była fantazja artystów, i dokonując inwentarza destrukcji, otwierał pole szerszej wyobraźni. Pole, które wciąż jeszcze pozostaje do zagospodarowania.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU