Piotr Błoński
Tekst z 11/02/2010 Ostatnia aktualizacja 11/02/2010 13:11 TU
Te ostatnie pokazane są w dwóch grupach. Jedna, pod wspólnym tytułem Nature, to siedem ekranów z motion paintings, ruchomymi kompozycjami, w zasadzie abstrakcyjnymi ale często sugerującymi naturalne zjawiska takie jak ruch płynów w tkankach, czy rosnącą trawę. John Maeda jest nie tylko artystą, ale i profesorem w MIT, cieszy się wielką sławą jako pionier sztuki numerycznej. Są to niewątpliwie piękne, estetyzujące obrazy. Nachodzi mnie tylko wątpliwość – czy nie jest to zbyt proste przełożenie tradycyjnego wymiaru obrazu na zapotrzebowania epoki telewizyjnej. Przyciąga uwagę, bo się rusza.
John Maeda jest chyba tego świadom – i co więcej jest tego entuzjastą, o czym świadczy instalacja w drugiej sali – z obrazami interaktywnymi. Ta instalacja została zrobiona raczej z myślą o dzieciach, w dobrze rozumianym duchu pedagogicznym. Czy to myszką, czy klawiaturą, czy mikrofonem oglądający bawią się kolorem i ruchem przedstawianych plam lub przedmiotów. Artysta dzieli się szczerą dziecinną radością tworzenia obrazów za pomocą technik informatycznych.
Wracamy na parter: w całej wielkiej przestrzeni po lewej znajdują się raptem trzy rzeźby Rona Muecka. Dominuje nagi siedzący brodaty olbrzym, przy tylnej ścianie jest ogromnych rozmiarów twarz Murzynki, trzeci eksponat jest z kolei zminiaturyzowana leżąca para. W przestrzeni po prawej mamy jeszcze dwa eksponaty. Gigantyczne łóżko w którym leży równie gigantyczna półprzebudzona niewiasta – a obok scenka z metrowej wysokości dwoma przygarbionymi staruszkami odzianymi w ciepłe płaszcze, najwyraźniej komentującymi jakąś domniemaną scenę czy wydarzenie. Słowem – zawsze mamy do czynienia z zaburzeniem skali. Najważniejsze jest jednak to, że Ron Mueck doszedł do absolutnej perfekcji w użyciu materiałów zapewniających doskonałe podobieństwo do ciała ludzkiego – mianowicie waty szklanej i silikonu – do którego wszczepia poszczególne włosy, i który uzupełnia barwą. Wykończenie szczegółów – palców u nóg, fałdu skóry, zmarszczek, pigmentacji albo zarysu żył jest niezrównane. Do tego może dojść starannie dobrany strój – jak w wypadku staruszek grube wełniane płaszcze i nawet pofałdowane nieco nad piętą pończochy, albo zwykłe majtki czy T-shirty w owych dwóch scenach sypialnianych – i postaci Muecka zyskują przepotężną niepokojącą obecność.
Efekt tej obecności jest tak silny, że choć ani chwili te postacie nie wydają nam się żywe, tym silniej odczuwamy wrażenia wynikające z wyobrażenia sobie, że są żywe. Hiperrealizm postaci, połączony z owym zaburzeniem skali wywołuje efekt lustrzany – psycholog wiele mógłby tu mówić o rozmaitych projekcjach. Pozostańmy przy stwierdzeniu że Ron Mueck wynalazł, poprzez swoje rzeźby, psychologiczny wytrych o rzadko spotykanej skuteczności.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU