Piotr Błoński
Tekst z 12/02/2010 Ostatnia aktualizacja 12/02/2010 12:25 TU
Te zasługi są dwojakie: jeśli chodzi o malarstwo w Anglii, podkreśla się rolę Hogartha w odnowieniu konwencji portretu, zastygłej tam od czasów Van Dycka – także portretu grupowego, tzw. konwersacji. Hogarth potrafił pogodzić w swych portretach pewną teatralność przedstawienia ze zdumiewającą swobodą i bezpośredniością, a nawet poczuciem humoru. Nawet gdy portret na charakter oficjalny, jak np, Portret arcybiskupa Canterbury, godność modela podkreśla nie tyle szata co zamaszysty sposób jej malowania; twarz natomiast jest bezpośrednia i życzliwa, z domieszką ironii. Z reguły frontalna poza modela – wydawałoby się sprzyjająca hieratyzmowi, skontrastsowana jest z realizmem twarzy i postawy zapowiadającym dziewiętnastowieczny portret mieszczański.
Bardziej jednak znany był Hogarth dzięki swoim seriom przedstawień umoralniających, wykonywanych przeważnie jako obrazy na płótnie, a następnie jako ryciny, które zyskały nieprawdopodobne powodzenie w całej Europie. W tych rozłożonych na kolejne sceny historyjkach, jak Uczeń pilny i uczeń gnuśny, Kariera prostytutki, Modne małżeństwo – Hogarth jest prekursorem komiksu, a na dalszą metę, powiedziałbym że również felietonu telewizyjnego. Z Hogartha można wyprowadzić pewien styl ilustracji, gazetowej czy książkowej, który niemal niepodzielnie panował aż po początek wieku dwudziestego, a którego karykaturalne ślady możnaby odnajdywać i później, choćby w propagandzie komunistycznej.
Bo to na początku wieku osiemnastego wcale nie było oczywiste, żeby w kilku obrazkach pokazać jak pilny uczeń wspina się po szczeblach kariery i staje się burmistrzem Londynu, podczas gdy rozpoczynający równocześnie z nim gnuśny kolega stacza się w bandyckie środowisko i kończy na szubienicy. Ogromy wpływ na edukcaję społeczeństwa miała też inna seria Hogartha – Cztery etapy okrucieństwa: jej negatywny bohater, Tom Nero, zaczyna, jak to wyrostki, od wbicia psa na pal, potem zatłucze konia na śmierć, zamorduje ciężarną kobietą, by ją ograbić – no i skończy jako skazaniec na stole prosektoryjnym. Hogarth sam wyjaśniał, że jego dzieła zachęcają widza do oglądania przedstawianej historii w jej rozwoju czy rozwinięciu – nazywał to progress. Najkrótsze, najbardziej warte tego przykłady to zestawy dwóch rycin np. Przed i po: są to sceny z alkowy, lub z parku, w pierwszej panienka niby trochę się broni, w drugiej kawaler myśli już tylko o tym jakby sobie pójść. To, co w międzyczasie, pozostawione jest wyobraźni widza.
Ogląda się te serie na wystawie w Luwrze z lekkim uśmiechem, ale i autentycznym wzruszeniem, bo zachowują świeżość pierwszego pomysłu, budzą nostalgię za minioną epoką, intrygują przez stosowanie innych niż dzisiajsze skrótów myślowych, drobnych symboli dziś bez objaśnienia mało zrozumiałych.
Ostatnie dwie sale poświęcone są programowej działalności Hogartha, który świadomie dążył do afirmcji i uniezależnienia sztuki angielskiej i który próbował też swych sił jako teoretyk sztuki. Czy rzeczywiście, oprócz tego że wywarł wpływ przemożny, był wielkim malarzem? Odpowiedź jest twierdząca tylko wtedy, gdy za argument posłużą najlepsze obrazy, takie jak choćby Portret sześciorga służących malarza: ich stłoczone w kadrze obrazu, zwyczajne poczciwe twarze są przejmującym pomostem między realizmem uchwyconej chwili a monumentalizmem wieczności.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU