Stefan Rieger
Tekst z 12/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 18:46 TU
CD1/1 Vivaldi/Suzy – Schizoid Whistler – Apap etc..
Zaczyna się to nieźle, przyznacie, ale co to jest?! Jak to co: Suzy's Duet Yourself. Nie znana mi bliżej Suzy Barrymore (nikomu zresztą nieznana) ma to do siebie, że jest "duetem sama w sobie" i jako Schizoid Whistler otwiera płytę, zatytułowaną "Cztery Pory Roku Vivaldiego". Co ma piernik do wiatraka? Nic w zasadzie, jak zawsze, gdy maczał w tym palce Gilles Apap.
Kto nie był nigdy na koncercie Apapa, ten nie wie, co to znaczy "muzyk na luzie". Mam na myśli muzyka (nazwijmy to) "poważnego". Takiego drugiego, jak sądzę , nie ma. Oczywiście "poważny", to dużo powiedziane. Jeśli zaliczam Apapa do tej kategorii to głównie dlatego, że ma za sobą tradycyjne wykształcenie zawodowego muzyka: konserwatoria w Nicei w Lyonie, potem pierwsza nagroda na słynnym konkursie Menuhina... Ale szybko pojął, że kariera koncertującego wirtuoza to nie jest coś dla niego. Schronił się w Santa Barbara w Kalifornii, gdzie od lat robi, co mu się żywnie podoba. Uczy dzieci i organizuje master classes, jest pierwszym skrzypkiem w orkiestrze, gra w kwartecie z dziadkami-amatorami, czasem daje solowe recitale klasyczne, ale przede wszystkim – uprawia dla przyjemności wszelkie możliwe gatunki muzyki: folk i jazz, blue grass i hinduskie ragi, romanse cygańskie i folklor irlandzki. Najpierw z bratem-altowiolistą i bandą amerykańskich wesołków założyli zespół Gilles Apap and The transsylwanian mountain boys. Ich wybryki podziwiać można na pysznym filmie Bruno Monsaingeona. Potem znalazł innych jeszcze przyjaciół-wirtuozów, z którymi występuje i nagrywa płyty, własnym sumptem – byle z dala od Systemu.
Yehudi Menuhin – który od razu znalazł z nim wspólny język – nazwał go "emblematycznym muzykiem XXI wieku". Takim, co czerpie z wszelkich możliwych źródeł: strzegąc klasycznego dziedzictwa – ekshumuje i nobilituje folklor; strzyże uchem we wszystkie strony, lecz nigdy nie obniża poprzeczki. Słowem: zaprzeczenie André Rieu i temu podobnych, cynicznych żigolaków, bożyszcz supermarketów i stadionów, grasujących na muzycznym pograniczu, zalewających świat mdłą, lekkostrawną, przemysłową zupką, w której nie pływa ani jeden skwarek sztuki. Naprzeciw tej kwintesencji interesownej wulgarności - humor, styl i klasa...
CD1/10 Vivaldi – Cztery pory roku, Lato, Presto – Apap 2'18
Letnia burza z Czterech pór roku Vivaldiego, w wykonaniu Gilles'a Apapa i jego przyjaciół...
Moi ulubieni kompozytorzy? Lubię wszystko to, co gram, inaczej bym tego nie grał, chyba że dobrze płacą. Wówczas zagram, czemu nie, ale nigdy więcej, chyba że dobrze zapłacą... Wystarczy wymienić dwa zdania z Gilles'em Apapem, by polubić go od pierwszego wejrzenia. Gdyby wszyscy na świecie nadęli się jak balon – on byłby ostatnim. Muzykom z Sinfonia Varsovia jeszcze do dzisiaj wąsy stają na sztorc i opadają szczęki, gdy wspominają występy z Apapem, szczególnie w Koncercie G-dur Mozarta, z na wpół zaimprowizowanymi kadencjami we wszystkich stylach świata. I ten happening uwieczniony został na jednym z filmów Monsaingeona.
Ostatnio byłem na koncercie Apapa w paryskiej Salle Gaveau, z Orkiestrą Pasdeloup i burżujskim audytorium, wykrochmalonym na sztywno. Grał cudowny Koncert Mendelssohna, całkiem poważnie, ale wytrzymał tylko półtorej części. Potem zaczął się wiercić: najpierw przykucnął na podłodze – następnie kluczył wśród muzyków orkiestry, nie przestając grać, wreszcie przysiadł na schodku daleko w tyle, obok dęciaków i perkusjonisty, dalej piłując skrzypki, z absolutnym przejęciem i powagą. Burżuje byli w transie, babcie w moherach wyły "brawo i bis!" i zostały obsłużone. Apap wciągnął najpierw pierników ze starej paryskiej orkiestry do wirtuozowskich fajerwerków, z pogranicza cygańsko-rumuńskiego folkloru, a potem wykręcił się jeszcze wiązanką irlandzkich, na wpół pijackich melodyjek.
CD1/14 Dowd's Favorite... (irish) – Apap etc.
No dobrze, nie będziemy kisić się w irlandzkim sosie, gdyż mamy do posłuchania wiele ciekawszych rzeczy. Mam na myśli owe "Cztery pory roku" Vivaldiego, największy hit stulecia, w wersji jakiej państwo jeszcze nie słyszeli. Gilles'owi Apapowi towarzyszy jego nowa banda o nazwie The Colors of Invention, w składzie Miriam Lafar – akordeon, Ludovic Kovac – geniusz cymbałów i Philippe Noharet na basie. A skoro mamy zimę, to wybór jest prosty: śnieżyca i lodowaty wiatr, czyli Vivaldi przejrzany przez Apapa...
CD1/18 Vivaldi – Cztery pory roku, Zima, I cz. – Apap 3'00
Wicher i śnieżyca z Zimy Vivaldiego – Gilles Apap na skrzypcach, oraz zespół The Colors of Invention, czyli akordeon, cymbały, bas i efekty specjalne. Płyty Apapa pełne są gagów, a tym, którzy chcieliby je zdobyć – polecam internetową stronę jego chałupniczej wytwórni APAPAZIZ, albo autorską witrynę, też pełną gagów, http://www.gillesapap.com/... Można tam znaleźć przepisy kuchenne, receptę na relaksującą kąpiel i porady, jak pozbyć się zgrzybienia i temu podobnych chorób, które łapie się w muzycznych Konserwatoriach.. No to jeszcze na koniec – jazda figurowa na lodzie, czyli Allegro z Zimy Vivaldiego w tym samym wykonaniu...
CD1/20 Vivaldi – Cztery pory roku, Zima, III cz. – Apap 3'17 APAPAZIZ GKJ00102
Po ślizgawce z Zimy Vivaldiego hulał skrzypek Gilles Apap, razem ze swoją kapelą The Colors of Invention. Płytę wydaną pod szyldem APAPAZIZ znaleźć można w lepszych sklepach, a jak nie – to w Internecie. A takich Apapów przydało by się ze stu albo i tysiąc, aby profanów przeciągnąć na tę drugą, lepszą stronę muzyki – bezboleśnie i z przymrużeniem oka.
Bruno Cocset w Suitach wiolonczelowych Bacha
Ostatnio każdy, początkujący nawet wiolonczelista – ledwie staje na nogach – od razu chce się przymierzać do Ewerestu, jakim są suity Bacha. Co miesiąc ukazuje się conajmniej jedno, jak nie dwa nowe nagrania, rzadko wnoszące coś nowego. Dlatego do dwupłytowego albumu, zarejestrowanego przez Bruno Cocseta – który, choć znakomity muzyk, nie jest Casalsem ani Fournierem – podszedłbym z wielką nieufnością, gdyby...
Gdyby nie wydała go rewelacyjna, mała francuska firma ALPHA, która wyspecjalizowała się w niezmiennie oryginalnych, wyrafinowanych projektach artystycznych. I rzeczywiście – nie jest to przedsięwzięcie banalne, przynajmniej z jednego powodu: Cocset nagrał sześć Bachowskich suit na sześciu różnych instrumentach, dobierając je wedle kryteriów barwy, głębi tonu, możliwości artykulacyjnych – stosownie do charakteru każdej ze suit. Wszystkie te wiolonczele – kopie 17. i 18. wiecznych instrumentów Gaspara da Salo, Guarneriego, Stradivariusa i Amatich – zbudował lutnik Charles Riché. Proponuję państwu dwie skrajne części tego bajecznego cyklu. Najprzód Preludium z I Suity G-dur.. – pod barokowym smykiem Bruno Cocseta kopia najstarszego z instrumentów, zbudowanego przez Da Salo około 1600 roku.
CD2/1 Bach – I Suita B.1007, Preludium – Cocset 2'02
Preludium z I Suity wiolonczelowej Bacha w wykonaniu Bruno Cocseta, na pierwszym z sześciu instrumentów. W ostatniej, VI Suicie D-dur używa on wiolonczeli piccolo, bliskiej krewniaczki violi da gamba czy też violi bastarda, kopii instrumentu Amati z początku XVII wieku. A w całym nagraniu posługuje się zakrzywionym smykiem, o którym ładnie pisze – w załączonej książeczce – że to "smyczek, który mówi śpiewając i śpiewa mówiąc, i którego sprężystość i zdolność do odbicia się od struny w sposób naturalny zapraszają do tańca"... Trudno o lepszy przykład, niż ta Gigue z ostatniej, szóstej suity Bacha – gra i tańczy Bruno Cocset.
CD3/18 Bach – VI Suita B.1012, Gigue – Cocset 3'40 ALPHA 029
22/02/2010
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU