Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Gorzka współczesność i kantaty Bacha

 Stefan Rieger

Tekst z  15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 23/02/2010 14:18 TU

2006-07-01 Muzyka współczesna w niełasce – problem interpretacji kantat Bacha...

„Nie wystarczy zagrać współczesnego dzieła ot tak, raz na jakiś czas: trzebaby w tej materii konsekwencji, aby przełamać opory słuchaczy, nieoswojonych z obcym im językiem muzycznym” – mówi w wywiadzie dla DIAPAZONU Maurizio Pollini, zagorzały obrońca muzyki swoich czasów. „Wielu melomanów, ciągnie Pollini, wzbrania się przed wejściem w ten nowy świat dźwięków, który powinien być ich światem, gdyż ich wrażliwość muzyczną ukształtowały dzieła przeszłości, dawne akordy, harmonie i rytmiczne schematy”...

Na marginesie długiego wywiadu naczelny miesięcznika Jean-Marie Piel oddaje się gorzkim dość refleksjom, stwierdzając że zdarza się to po raz pierwszy w dziejach, aby muzyka współczesna zajmowała w sercach słuchaczy miejsce tak marginalne. W czasach Bacha i nawet jeszcze w XIX wieku grano niemal wyłącznie muzykę swego stulecia. Dzisiaj, gdy całość muzycznego dziedzictwa – dzięki technice nagraniowej – mamy na wyciągnięcie ręki, nastąpiło radykalne odwrócenie perspektywy. Współcześni zapatrzeni są w przeszłość, z reguły gardząc sztuką swoich czasów – dotyczy to zresztą w podobnej mierze malarstwa czy architektury.

A przecież muzyka współczesna nie jest dziś, w żadnej mierze, upośledzona. Wręcz przeciwnie, we Francji np państwo suwencjonuje ją bardziej szczodrobliwie, niż jakąkolwiek inną, złota manna spływa na IRCAM i inne ośrodki twórczości, radio France Musique poświęca jej wiele miejsca – a mimo tego, dla 99 procent obywateli muzyka współczesna, to nie Boulez czy Pascal Dusapin, lecz Star Academy, rap, techno, rock, house czy piosenka.

Dość trudno się temu dziwić, bardziej wszak niepokojący jest fakt, zdaniem Jean-Marie Piela, że nawet wśród elit, oswojonych z muzyką uczoną, reakcja odrzutu jest równie silna. Ujął to zwięźle filozof Luc Ferry w tytule swego felietonu z LE POINT: „Mając do wyboru Mireille Mathieu lub Pierre’a Bouleza, wybieram Schuberta”.

Jako zapluty karzeł reakcji, niemalże od kolebki, mam na ten temat własne, bardziej jeszcze radykalne zdanie. Primo, ludzka natura nie uległa z grubsza zmianie od wielu tysięcy lat. Secundo, nie wykluczone, że muzyce Zachodu trzech minionych stuleci udało się wstrzelić idealnie w emocjonalny paradygmat ludzkości, niezmienny od prehistorii. Nie da się też wykluczyć, że – tercjo – przyświecają temu pewne naturalne prawa, na których oparł się system tonalny, a którego hegemonii – tyleż w muzyce lekkiej co uczonej – po dziś dzień nikomu nie udało się zakwestionować.

Współczuję też szczerze współczesnym twórcom, których sam materiał – ewoluujący samorzutnie język muzyczny – zmusza do nieustannej ucieczki do przodu. Nakaz kreatywności zakazuje im wszelkich „wstecznych” odruchów: nie przyjmują do wiadomości tego, że słuchaczowi dziś nie zależy na tym, aby muzyka przylegała jak skóra do rzeczywistości, która skrzeczy, do współczesnego jazgotu i koszmaru, lecz wręcz przeciwnie – chce uciec od zgiełku i tandety w sferę mistycznych uniesień lub przynajmniej autentycznych, niewymuszonych modą lub terrorem przeżyć estetycznych. I na względną przychylność publiki liczyć mogą ci jedynie twórcy, wzgardzeni przez część krytyki – jak Penderecki, Arvo Paert czy Górecki – którzy mają tego świadomość i ośmielają się, pośród rechotu pseudo-awangardy (nie wiadomo czego będącej awangardą, skoro już ustaliliśmy, że od tysiącleci nic się nie zmieniło) – jechać bezczelnie na wstecznym biegu...

CD1/2  Górecki – Ciemna nocka, ciemna – Estonian Choir   HARMONIA MUNDI HMC 901898

„Ciemna nocka, ciemna”- jedna z pięciu Pieśni kurpiowskich Mikołaja Góreckiego, które Estoński Chór Kameralny pod dyrekcją Paula Hilliera umieścił w swej nagranej dla Harmonia Mundi antologii „Głosów Bałtyku”, pośród dzieł współczesnych kompozytorów fińskich, estońskich czy łotewskich. Korzystam zatem z okazji, by z opóźnieniem wspomnieć o tej płycie, wyróżnionej w styczniu Złotym Diapazonem. I tak jej to zapewne nie pomoże – zwabiony archaizującym śpiewem Góreckiego słuchacz ucieknie być może po trzech taktach „Pożegnalnej nocy” Kaji Saariaho i jej skandynawskich kolegów, chyba że chce być wyłącznie zadziwiony, a nie wzruszony.

No cóż, słuchacze głosują dziś nogami - czy raczej uszami i portfelem - w pierwszym rzędzie na muzykę dawną, i to ona im się jawi jako muzyka najbardziej „współczesna”, w tym sensie, że rezonuje ze współczesną wrażliwością, albo w najgorszym wypadku – wskazuje zblazowanym, przygniecionym tandetą homo sapiens jedyną drogę ucieczki z więzienia współczesności, pozbawionej duchowego wymiaru.

Ledwie powiedziałem „więzienie”, a już się poprawiam: to raczej otwarcie na cztery wiatry niż zamknięcie. Chociaż sformatowany marketingiem, człowiek nie miał nigdy większej wolności wyboru, niż dzisiaj – i jeśli wybiera Vivaldiego, Bacha czy Mozarta, to nie ze społecznego czy elitarnego nakazu, lecz kierowany zasadą przyjemności lub pokusą mistycyzmu w świecie, w którym życie stało się odtąd indywidualnym wyłącznie wyzwaniem. Muzyka współczesna, w każdym razie, wyzwaniu temu nie umiała dotąd sprostać, przegrywając z kretesem bitwę o duszę Kowalskiego albo z cwaniakami, umieszczającymi duszę poniżej pasa (czyli odwołującymi się jeno do trivium, ignorancji i bebechów, jak telewizja), albo z mistrzami przeszłości, którzy między duszą a dźwiękami najpełniejszy umieli znaleźć rezonans.

CD2/12  Bach –Kantata 150, Chór – Ricercar Consort    MIR 002

Chór ze 150 Kantaty Bacha w wykonaniu czwórki znakomitych solistów – wśród nich Katharine Fuge i Carlos Mena – z pozytywem w tle i garstką muzyków z Ricercar Consort, pod dyrekcją Philippe’a Pierlot. Trudno sobie wyobrazić bardziej idealny skład w tej muzyce niesłychanie trudnej i gęstej, której polifoniczne bogactwo dwóchsetletnia tradycja wykonawcza przywaliła wszak instrumentalno-wokalnym zgiełkiem, uwierzywszy naiwnie, że decybel jest miarą emocji. Tradycję tę nowe pokolenie „barokowców” poddało już gruntownej przepierce i w ostatnich latach nadało to muzyce dawnej niesłychanej żywotności i właśnie „współczesności” – czego dowodzi jej triumf na rynku klasyki. Ale Bach, geniusz poza czasem, zdaje się wszystkich onieśmielać.

Ferment Roku Bachowskiego, przed sześcioma laty, zdawał się zwiastować wiek renesansu. Tymczasem od 2000 roku pokłosie jest wyjątkowo mizerne. Nie wydarzyło się prawie nic, co podważyło by gruntownie dotychczasową dyskografię – tyleż w dziedzinie instrumentalnej, o czym za chwilę, co zwłaszcza w muzyce sakralnej, a najprzód w dwustu kantatach, „w porównaniu z którymi, jak mówił Albert Schweitzer, wszystko co Bach stworzył wydaje się niemal dodatkiem”. Owszem, wszyscy rzucili się na kantaty, starając się łapczywie połknąć ów ocean, przez który pionierzy barokowej rewolucji Harnoncourt i Leonhardt płynęli mozolnie przez ćwierć wieku, ze zmiennym szczęściem lecz z niezmienną pasją. No i nagle mamy chorobliwą nadobfitość, która na ogół, niestety, nie przekłada się na jakość.

O nabywcę walczy dziś na rynku conajmniej pięć kompletów dwustu kantat, nie licząc paru antologii. Wszystkie są ułomne. Komplet Tona Koopmana grzeszy nonszalancją, powierzchownością, by nie rzec niechlujnością. Co do uwiecznionej na płytach „kantatowej pielgrzymki" Johna Eliota Gardinera, który ze swymi muzykami przejechał w Roku Bachowskim całą planetę, wykonując co niedzielę serię nowych kantat, zgodnie z kalendarzem liturgicznym - jest ona przedsięwzięciem niebywałym, lecz szalenie nierównym: nawet wspaniały Chór Montewerdiego razi czasem swoją masywnością, a cóż powiedzieć o marnych solistach, wyłonionych ad hoc z zespołu?

CD3/10  Bach – Kantata 108, Chór – Gardiner    SDG 107

Chór ze 108 Kantaty Bacha w wykonaniu Chóru Monteverdiego i The English Baroque Soloists pod batutą Johna Eliota Gardinera...

W tym zalewie kantat odfajkowanych trochę beztrosko – jak na arcydzieła w większości nieznane, a na których dogłębne poznanie i całego życia byłoby pewnie mało - jedynie Japończyk Maasaki Suzuki, choć dojechał dotąd jedynie do połowy, godny jest naprawdę polecenia, gdyż wszystko jest z grubsza na równym, wysokim poziomie – choć czasem nazbyt „równym”, można by powiedzieć.

Wciąż jednak brakuje śmiałków, zdolnych podjąć wyzwanie, jakie jeszcze w latach 70-tych rzucił Joshua Rifkin, dowodząc naukowo, że Bachowi chór niepotrzebny. Jeśli wyłączyć jedną świetną płytę Concerto Koeln Konrada Junghaenela i ze dwa nagrania wspomnianego wyżej Ricercar Consort – jedynym muzykiem, który nawrócił się na rifkinowską tezę, jest Sigiswald Kuijken. Od lat stara się obalić przesąd, w myśl którego suma dwóch głosów daje dwakroć potężniejszy efekt, więc trzeba chóru Armii Czerwonej, aby oddać monumentalny charakter muzyki, która wyszła spod pióra Bacha. Akustycy dobrze wiedzą, że tak nie jest – mówi Kuijken w wywiadzie dla DIAPAZONU. Podwojenie głosów daje nieznaczny tylko przyrost decybeli - kosztem precyzji, czytelności słowa i reliefu polifonii. Nawet jeśli Bachowi na szczególne, odświętne sytuacje marzyła się wielka orkiestra i potężny chór, na codzień skazany był na minimalizm wykonawczy i w taki właśnie paradygmat wpisywał się naturalnie ideał estetyczny jego epoki. Równie dobrze możnaby przecież grać kwartety Haydna dwoma tuzinami smyczków. Efekt może być potężny – ale po co?!

Dyrygując swą La Petite Bande od pulpitu pierwszych skrzypiec, Sigiswald Kujiken nie bierze się, jak mówi, za wszechmocnego Boga, dzięki czemu każdy jest za siebie odpowiedzialny i wszystkich innych musi słuchać. Nie dąży też do perfekcjonizmu, co bywa paraliżujące, lecz od lat eksperymentuje, stawia na spontaniczność i nieustanną ewolucję, gdyż wobec Bacha (jak mówił kiedyś Harnoncourt) „każdy z nas jest jak mrówka u podnóża wielkiej góry”, nikt zatem nie ma szans powiedzieć ostatniego słowa.

Szkoda tylko, że ci nieliczni, którzy decydują się przeprowadzić dowód na słuszność rifkinowskiej tezy, nie mają po temu odpowiednich środków. Nie mam jeszcze dwóch ostatnich płyt z kantatami, nagranymi przez Kuijkena – z tego, co słyszałem, szwankują trochę i soliści, i czystość intonacji – posłuchajmy zatem wstępnego chóru ze 187 Kantaty, nagranej przezeń w takim minimalistycznym składzie kilka lat temu, z niezłą mimo wszystko obsadą – gdyż partie chóralne śpiewają m.in. Magdalena Kożena i Midori Suzuki...

CD4/16 Bach – Kantata 187, Chór – Kuijken DHM 05472 775282

Początkowy chór ze 187 Kantaty w wykonaniu czwórki solistów oraz La Petite Bande pod kierunkiem Sigiswalda Kuijkena.

Bach wykorzystał zresztą ten chór w Cum sancto spirito z przepięknej małej Mszy g-moll, której dwa najlepsze nagrania wpisują się w radykalnie odmienne kanony estetyczne: The Purcell Quartett nagrał ją właśnie w wersji minimalistycznej, z samymi solistami – zaś Peter Schreier trzymał się tradycyjnego składu, z drezdeńską Staatskapelle i berlińskim chórem RIAS. I przyznam nawet – aby uniknąć oskarżeń o sekciarstwo – że wolę to drugie wykonanie, jędrne i pulsujące życiem, jak inne schreierowskie nagrania, na czele z niebywałą, naelektryzowaną Pasją św Jana.

Ale największy nawet muzyk nie jest władny zakwestionować wniosków, płynących z muzycznej oraz akustycznej analizy: choćby nikomu nie udało się przeprowadzić całkiem konsekwentnie dowodu na to, że Bach „kameralny” bardziej poraża potęgą swej inwencji, polifonicznego bogactwa i przejrzystością swego duchowego przesłania niż Bach „monumentalny” (skoro wiemy, że w protestantyźmie liczy się nade wszystko bezpośrednia konfrontacja jednostki z jej losem i z Bogiem, a nie rozmyta we wspólnocie, „asekurancka” poniekąd wiara) – wszelkie podejmowane do tej pory próby dowiedzenia słuszności takiej opcji, nawet całkiem ułomne, utwierdzają nas w przekonaniu, że tylko tędy droga.

Być może definitywnie przetrze ją Marc Minkowski, który przymierza się do Mszy h-moll, a potem zapewne i do Pasji, w takiej właśnie, minimalistycznej estetyce. A na razie posłuchajmy raz jeszcze, na zakończenie, solistów i Ricercar Consort pod dyrekcją Philippe’a Pierlot w chóralnej Ciacconie zwieńczającej 150 Kantatę Bacha...

CD2/17 Bach – Kantata 150, Ciaccona – Ricercar Consort  MIRARE MIR 002

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU