Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2005-11-19 Kwartet smyczkowy jako archetyp demokracji

 Stefan Rieger

Tekst z  15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 15/02/2010 16:19 TU

Goethe mówił o kwartecie smyczkowym, że to „konwersacja między czterema rozsądnymi osobami”. W tym też sensie jest ta forma kwintesencją ducha Oświecenia. Można by wręcz powiedzieć: muzycznym archetypem demokracji.

Kwartety Artemis, ABQ, Amadeus

15/02/2010

Niełatwe to przedsięwzięcie: demokracja. Projekt omalże utopijny, nawet gdy jest się tylko w czwórkę. Nieustannie trzeba negocjować, szukać kompromisu, a to jest wielce czasochłonne. Zwykło się mówić, że trzeba dwudziestu lat, aby doszlifować dźwiękową tożsamość kwartetu, a wystarczy paru dni, aby ją stracić. „Ledwie po latach dojdzie się w końcu do perfekcji, a już nie można się nawzajem znieść” – mówi pół żartem altowiolista Gerard Caussé. Nie jest to regułą, ale nie jest też powiedziane, że członkowie kwartetu muszą się nawzajem kochać. Demokracja to nie romantyczna idylla, lecz nawet przeciwnie – umiejętność załagodzenia sporów, w imię wspólnego, wyższego celu.

Nie brakło słynnych zespołów, których członkowie żyli jak pies z kotem. W moskiewskim Kwartecie Beethovena altowiolista i drugi skrzypek śmiertelnie byli na siebie obrażeni i porozumiewali się tylko na piśmie lub za pośrednictwem kolegów. W Kwartecie Vegha pierwszy skrzypek i wiolonczelista nie odzywali się do siebie przez trzydzieści lat. A członkowie słynnego Kwartetu Budapeszteńskiego tak się lubili, że każdy jadł przy osobnym stole, a podczas wyjazdów każdy żądał dla siebie pokoju w innym hotelu. Dlatego też mówię o kwartecie jako swego rodzaju ideale demokracji: warto grać nawet z typem, którego się nie cierpi, skoro w ten tylko sposób wzbić się można na wyżyny muzycznych wtajemniczeń, wejść w w świat najbardziej arystokratycznych przeżyć, jakie w muzyce są dostępne. Rzec by można: demokracja w służbie arystokracji ducha.

Albowiem nie ma w dziejach muzyki formy, czy też formacji doskonalszej. Od z górą dwustu lat – od ojca kwartetu Haydna, od Mozarta, Beethovena czy Schuberta, przez Mendelssohna, Dworzaka, Brahmsa czy Ravela, po Bartoka, Szostakowicza czy Ligetiego - kompozytorzy inwestowali w nią swe najgłębsze i najśmielsze myśli. Nie tylko ze względu na naturę instrumentów, których pokrewieństwo stwarza naturalną ciągłość pasma, dając stop brzmieniowy o organicznej jednorodności. Także ze względu na naturę systemu tonalnego, którego elementarna dynamika opiera się na konfiguracji czterech głosów, a ściślej rzecz biorąc – na nieustannej, ekspresyjnej destabilizacji akordu podstawowego, złożonego z trzech dźwięków, przez głos czwarty – dysonans wyprowadzający w pole, wektor harmonicznych modulacji, pozwalający odpłynąć, wędrować i powrócić do portu toniki. Tę siłę ekspresyjną dysonansu odkryto na dobre w drugiej połowie XVIII wieku, ale już przecież i Bach, w celach dydaktycznych i nie tylko, zapisywał setki czterogłosowych chorałów: czterogłos to abecadło nauki harmonii i kontrapunktu. Forma kwartetu z tego też czerpie swą siłę, swą stabilność, by nie rzec – swoją nieśmiertelność...

CD1/1 Bach/Mozart – WtKII, Fuga c-moll - Q.Hagen DG 471580-2

Mozartowska transkrypcja Fugi c-moll z drugiego tomu Das Wohltemperierte Klavier Bacha, w wykonaniu Kwartetu Hagenów, jednego z dwóch najlepszych kwartetów młodej generacji. Drugi – a raczej pierwszy – to:

Kwartet Artemis

Słyszałem ich dwukrotnie na żywo, widziałem ich na filmie, zrealizowanym przez Bruno Monsaingeona, teraz ukazała się ich trzecia już, Beethovenowska płyta, wyróżniona Złotym Diapazonem i uznana przez LE MONDE DE LA MUSIQUE za Płytę Roku. Artemis to czwórka trzydziestolatków: skrzypkowie Natalia Prischepenko i Heime Müller, altowiolista Volker Jacobsen i wiolonczelista Eskar Runge. Spotkali się w Konserwatorium w Lubece 15 lat temu. Połączył ich Walter Levin, sławny pierwszy skrzypek z Kwartetu LaSalle, który wychował kilka pokoleń kwartecistów i w którym widzą swego duchowego ojca. Dotarli się zaś pod okiem starych wyjadaczy z najwspanialszego z istniejących dziś zespołów, Kwartetu Albana Berga, którego duchowym patronem był także Walter Levin.

Nic w przyrodzie nie ginie i ta ciągłość czyni cuda. Gdyby mnie ktoś spytał o największy dzisiaj kwartet, jeszcze wczoraj odpowiedziałbym bez wahania: Alban Berg. Niespotykany wręcz profesjonalizm, to znaczy sztuka grania razem nawet w najbardziej rozchełstanym rubato; krystaliczne unisono czterech poetów-rzemieślników, którzy ostatecznie przewyciężyli opór skrzypiącej materii. Ale dzisiaj, po wysłuchaniu Quartetto serioso Beethovena z płyty nagranej dla VIRGINA przez Kwartet Artemis, już się trochę waham. Młodzi z Lubeki idą bowiem jeszcze dalej w tym, co można nazwać kwadraturą koła: dowodzą, że można grać absolutnie razem i zupełnie „z osobna”. To zadziwiający swą jednorodnością stop wyzywająco indywidualnych głosów, dzięki czemu dzieje się wewnątrz tej muzyki, i tak już najśmielszej w dziejach ducha, jeszcze więcej niż skłonny byłem podejrzewać...

CD2/4  Beethoven – Kwartet op.95, finał  - Q.Artemis 
VIRGIN 7243 5 45738 2 8

Finał Kwartetu f-moll opus 95 Beethovena, zwanego Quartetto serioso, w wykonaniu Kwartetu Artemis, który proponuje nam ponadto równie pasjonującą wersję pierwszego z trzech kwartetów opus 59, zadedykowanych księciu Razumowskiemu. Ileż w tym życia, ile nerwu, ile komitywy: czwórka Artemisów wznieca i natychmiast gasi pożary, eksponuje detale i trzyma linię, przyspiesza w ułamku sekundy by w następnym wyhamować – słowik, skowronek, zięba i puszczyk, każdy sobie śpiewając a Bogu, na jednym siedzą drucie i jedną śpiewają piosenkę...

Czy demokracja znaczy równość? Każdy w kwartecie ma nieco inną pozycję, zależnie od instrumentu. A także od indywidualności: są kwartety, w których niekwestionowanym liderem jest pierwszy skrzypek: taką rolę pełnili Joseph Calvet i Sandor Vegh w kwartetach ich imienia, Walter Levin w Kwartecie LaSalle, Robert Mann w Kwartecie Julliarda, czy Norbert Brainin (do którego jeszcze wrócimy) w Kwartecie Amadeus. Ale to kwestia osobowości, w samej muzyce niekoniecznie znajduje to uzasadnienie.

Jeden z członków Kwartetu Amadeus porównał kiedyś kwartet do butelki dobrego wina: wiolonczela to beczka, pierwsze skrzypce etykietka, a drugie skrzypce i altówka to zawartość. Profan słyszy głównie pierwsze skrzypce, czasem wyłapie wiolonczelę – ale rzadko dociera doń ów środkowy rejestr, decydujący o brzmieniu – mówi Volker Jacobsen, grający u Artemisów na altówce. Forkel pisze o Bachu, że wyjątkowo cenił sobie ów instrument, który „pozwalał mu niejako znaleźć się w samym centrum harmonii i cieszyć się w najwyższym stopniu tym, co dzieje się na prawo i na lewo”.

Mozart uwielbiał grać na altówce w kwartetach i kwintetach, wykonywanych z przyjaciółmi: nikt od niego lepiej nie wiedział, gdzie jest w muzyce środek ciężkości, wokół którego wszystko wiruje. Ale altowiolista, notorycznie wyszydzany w muzycznym środowisku, rzadko wybija się na lidera. Do wyjątków należy fenomenalny William Primrose, który nadał swe imię jednemu z najwspanialszych choć efemerycznych kwartetów: nie znam bardziej księżycowej wersji Haydnowskich Siedmiu słów Chrystusa na krzyżu, niż ich skrzypiące nagranie z początku lat 40.

Kwartet Albana Berga

Kwartet Albana Berga nie stracił może „lidera” – gdyż wszyscy w nim grali „pierwsze skrzypce” – niemniej śmierć altowiolisty Thomasa Kakuski, w lipcu tego roku, była dlań ciężkim ciosem. Dla innych także: Krzysztof Chorzelski, grający na altówce w Kwartecie Belcea – jednym z najlepszych dziś młodych zespołów, stworzonym przez uczniów Royal College od Music w Londynie – powiada, że w dziedzinie kameralistyki, Thomas Kakuska – uroczy i dowcipny człowiek, charyzmatyczny profesor – był dlań „największym źródłem inspiracji”. Dzisiaj zastąpiła go Isabel Charisius, posłuchajmy wszak Kwartetu Albana Berga jeszcze w starym składzie, z Kakuską na altówce...

CD3/3  Beethoven –Kwartet op.59/3, finał - Q.Alban Berg 
EMI 5 73606 2 
Obłąkane, frenetyczne fugato, zwieńczające trzeci z kwartetów opus 59 – z pierwszego Beethovenowskiego kompletu, nagranego na przełomie lat 70. i 80. przez Kwartet Albana Berga.

Enigmatycznych, prowokacyjnych arcydzieł Beethovena – zwłaszcza tych z ostatniego okresu twórczości – nie da się przyszpilić, ani zapeklować. Słynny Kwartet Schuppanzigha, gdy mistrz podrzucił mu partyturę jednego z późnych kwartetów, myślał początkowo, że to farsa – że geniusz stara się z nich zakpić, gdyż tego wykonać się nie da. Geniusz miał ponoć powiedzieć (choć nie najlepiej by o nim to świadczyło): „Mam w nosie pańskie skrzypce, panie Schuppanzigh, gdy duch przezemnie przemawia”.

Ale też i dzisiaj, po dwustu latach, nie ma takiego, który powiedziałby w tej materii ostatnie słowo: najśmielsze z wyzwań w dziejach muzyki pozostaje wciąż wyzwaniem, które każdy na swój sposób podejmuje. Nie brakuje świadectw tych patetycznych zmagań, poczynając od niezapomnianych, przedwojennych nagrań Kwartetu Busha, poprzez Kwartet Budapeszteński, Kwartet Vegha, Italiano, LaSalle, Amadeus, potem Kwartet Emersona, Albana Berga, Prażak i tak dalej. Trwa sztafeta pokoleń i co więcej – że wspomnę znów o Hagenach i zwłaszcza Artemisach – młodzież wynajduje ciągle w tej muzyce coś nowego. Świadczy to o jej genialności, lecz nie tylko: to również procenty od ciągłości tradycji wykonawczej.

W kameralistyce, owym najtrudniejszym z rzemiosł, wiedzę i umiejętności przekazuje się jak w rodzie zegarmistrzów, lutników czy stolarzy: z ojca na syna, wnuka i prawnuka. Tradycja jest niezmiennie żywa. We Francji – gdzie najprzód w Evian, a dzisiaj w Bordeaux odbywa się jeden z najbardziej prestiżowych konkursów dla kwartetów – o podtrzymanie tej tradycji zabiega nieustannie Georges Zeisel. Założone przezeń w 1987 roku stowarzyszenie ProQuartet – z którego inicjatywy powstał też na zamku w Fontainbleau Europejski Ośrodek Muzyki Kameralnej - organizuje koncerty, festiwale i nade wszystko master classes, pozwalające młodym adeptom kameralistyki korzystać z doświadczenia najsłynniejszych zespołów.

Kwartet Amadeus

Jest wśród nich jeden, który wychował nie tylko parę generacji kwartetów, ale i kilka pokoleń melomanów. Mam na myśli Kwartet Amadeus, który do lat 70. królował niemal niepodzielnie w dyskografii, po czym został przez kapryśnego ducha czasu zdetronizowany, uznany za nieco nazbyt „staroświecki”, „akademicki”, zbyt „wiedeński”. Przypomniano sobie o nim w związku z licznymi wznowieniami: DEUTSCHE GRAMMOPHON wydało opasłe komplety nagrań, na DVD ukazało się szereg pasjonujących filmów. Mało kto jednak uronił łezkę, gdy 10 kwietnia tego roku odszedł Norbert Brainin, charyzmatyczny pierwszy skrzypek. To on, rodowity Wiedeńczyk, założył w Londynie, w 1947 roku, Kwartet Amadeus, który rozwiązał się czterdzieści lat później, po śmierci drugiego skrzypka Petera Schildhofa.

Po latach, ewentualne zarzuty okazują się komplementami. Brainin i jego banda umieli przechować z „wiedeńskiego stylu” to, co w nim najcenniejsze: bodajże nikt, tak jak oni, nie czuje „klasycznego bluesa”. W kilku kolejnych Trybunach Krytyków na FRANCE MUSIQUE, podczas porównywania w ciemno najsłynniejszych nagrań, bezkonkurencyjnym zwycięzcą (obok Kwartetu Albana Berga), okazywał się najczęściej Kwartet Amadeus. Posłuchajmy z jaką „wiedeńską nonszalancją” Norbert Brainin ślizga się po strunach w finale Kwintetu D-dur Mozarta, nagranego z Cecilem Aronowitzem na drugiej altówce w 1957 roku.

CD4/12  Mozart – Kwintet KV 593, Finale, Allegro – Q.Amadeus  DG 474 000-2

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU