Stefan Rieger
Tekst z 15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 15/02/2010 16:42 TU
„Correspondance de Claude Debussy”- festiwal J-M.Leclair'a w Wersalu...
Wielbił owe „Tajemnicze barykady”, które są sygnałem mej audycji. Był w końcu duchowym synem Couperina i Rameau, niemal w prostej linii, najwyżej z przesiadką na stacji Chopin. Miał we krwi muzykę i język francuski, z nutami i słowami robił co chciał, na swój niepowtarzalny sposób, w istnym stanie łaski. Był jednym z największych krytyków muzycznych i największym francuskim kompozytorem, prawdziwym wizjonerem, być może najbardziej oryginalnym twórcą w dziejach muzyki. A przy tym, niezrównanym epistolografem.
Nic też dziwnego, że monumentalne wydanie Korespondencji Claude’a Debussy’ego – trzy tysiące listów, ponad dwa tysiące trzysta stron, starannie wypieszczonych redakcyjnie przez Gallimarda – to we Francji conajmniej takie wydarzenie, jak w Polsce pełne wydanie korespondencji Chopina. Literacko wręcz bardziej znaczące, gdyż Klaudiusz w piórze mocniejszy był od Frycka i ta summa – owoc mrówczej pracy François Lesure’a i Denisa Herlin - jawi się jako swego rodzaju ostatnie jego, pośmiertne arcydzieło.
Wyłania się z tych listów postać niesłychanie barwna, nietypowa, pełna sprzeczności i zarazem niezwykle pociągająca. Największemu geniuszowi swoich czasów, o ironio, przez całe życie brakuje pieniędzy. Nieraz skarży się, że po prostu doskwiera mu głód. Nieustannie jest chory, wpada w depresję, raz po raz upada na dno rozpaczy, nigdzie mu nie jest dobrze. Nie cierpi podróży, lecz stale jeździ w świat, by zarobić parę groszy. „Dałbym wszystkie symfonie Beethovena oprawione w skórę Ryszarda Straussa – pisze z Moskwy – za to, by z powrotem być w Paryżu”. Z którego zresztą natychmiast ucieknie. Najchętniej „snułby marzenia paląc skomplikowane tytonie” – odpowiada na kwestionariusz Prousta, z którym łączyło go niemal wszystko, poza przyjaźnią. Z kolejnymi żonami – z których druga, Lilly, próbuje się targnąć na swe życie, co wzburza paryski światek, widzący odtąd w Debussym potwora, a trzecia, Emma, daje mu ukochaną córeczkę Chouchou - współżycie układa się jak najgorzej: zdradza je z następnymi, a nade wszystko – z muzyką, kochanką, której zaprzedał życie.
Jeśli coś bowiem szczególnie uderza w korespondencji Debussy’ego, to właśnie bezwzględna szczerość, radykalizm, bezkompromisowość jego artystycznego zaangażowania. „Sprzedałbym ojca i matkę za jednego bemola” – pisze w momencie zasłabnięcia inspiracji, wyrażając to w innym liście jeszcze ładniej: „Idee muzyczne uciekają odemnie niczym ironiczne motyle”.
CD1/22 Debussy – Mazurka – A.Ciccolini EMI 73816-2
Mazurek Claude’a Debussy’ego, jeden z mało znanych jego utworów, o którym wszak nie zapomniał Aldo Ciccolini, nagrywając pięciopłytowy komplet dla EMI – dostępny wciąż w cenie jednej płyty...
Czytając listy Debussy’ego trudno nie mieć w pamięci desperackiego credo Schopenhauera, widzącego w sztuce jedyny sposób na „przezwyciężenie życia, będącego jeno tragicznym niedomaganiem”. Twórca Peleasa i Melizandy nigdy naprawdę nie był szczęśliwy. Wszystkie zaszczyty, jakich doświadczał, były dlań, w najlepszym razie, efemerycznym triumfem, podszytym fałszem. Villa Medicis w Rzymie, której stał się pensjonariuszem jako laureat prestiżowej Prix de Rome, to jedynie „koszary” i „fabryka spleenu”. Każda instytucja nieuchronnie okazuje się więzieniem, jako że Debussy wie od pierwszej chwili, iż swej muzyki nigdy nie podporządkuje kryteriom politycznej poprawności, nazbyt kochając wolność. Muzyka, choćby i była ironicznym motylem, to sen, którego nie da się przyszpilić. „Wystarczyło by jeno – pisze w jednym z listów - by zmusiła ludzi do nadstawienia ucha, by słysząc co słyszą wznieśli się niespodzianie ponad zgiełk mizernej codzienności i rozdziawili nagle usta, niezdolni wyrazić najmniejszą opinię, niezdolni przyznać się do swej miernoty i szarości, upojeni jeno myślą, że śnili przez moment o chimerze, o nieosiągalnej krainie snów”.
Tryskając na przemian żółcią i humorem, Debussy nigdy nie tracił poczucia wartości, także własnej – w miarę, gdy podbijał świat (nie wychodząc zresztą nigdy z nędzy). „Pracuję nad rzeczami, które zrozumieją dopiero wnuczkowie XX wieku. Dopiero do nich dotrze, że to nie strój zdobi muzyka – zedrą szaty ze swych idoli, by pod spodem żałosny odkryć szkielet”.
CD2/5 Debussy – Quatuor à cordes, fragm. – Q.Parkanyi
PRAGA PRD250208
Pierwsza część Kwartetu skrzypcowego Debussy’ego w wykonaniu Kwartetu Parkanyi, będącego nowym wcieleniem efemerycznego, zakotwiczonego w latach 80. w Holandii, Kwartetu Orlando, który swego czasu zabłysnął właśnie w kwartetach Debussy’ego i Ravela, a w nowym składzie – w nagraniu dla firmy PRAGA, wyróżnionym Złotym Diapazonem - zapewne przelicytowuje jeszcze tamte dokonania...
Gdy chcemy zbyć łatwym słowem muzykę Debussy’ego, mówimy: impresjonizm. Jego listy to, faktycznie, tysiące „impresji” – wzruszeń, czułych westchnień, ironicznych lub tragicznych w tonie żachnięć, lecz również – bezlitosnych smagnięć biczem. Każdemu sprawiedliwie się dostaje, wedle tego na co sobie zasłużył. Berlioz to „bajeczny hochsztapler, wierzący we własne mistyfikacje”, Bizet to „muzyczny Maupassant”, a Fauré to „chorąży grupy snobów”. O Strawińskim pisze Debussy, że to „muzyka infantylnie dzika, z całym współczesnym komfortem”; dyrygentowi, który poprowadził „Samsona i Dalilę” Saint-Saensa gratuluje tego, że „zdolny jest do wszystkiego, nawet do ożywienia wypchanych sianem krokodyli”, a w młodym André Gidzie widzi „starą pannę w angielskim stylu, ujmującą grzecznością i nieśmiałym wdziękiem”.
Te listy cytować by można w nieskończoność, zakończmy wszak fragmentem listu do dyrygenta Inghelbrechta, z 1915 roku: „Dieppe stało się miastem całkiem angielskim, pisze Debussy, i sądząc po tym, jak organizują się tam nasi alianci, wojna potrwa ze sto lat. Nie wiem, jak Pan, ale ja tam nigdy się nie kąpię. Morze jest za duże, a w dodatku nie umiem pływać. W ogóle mało kto tu się kąpie. Morze jest tym piękniejsze: błękitne jak walc, szare jak kawał bezużytecznej blachy, a najczęściej zielone, jak owa puree, którą odstawia sobie od ust stary kapitan. Piękniejsze w każdym razie, niż „Morze” niejakiego Debussy’ego, może mi Pan wierzyć!”...
CD3/1 Debussy – La Mer, fragm. – C.Abbado
DG 002894775082
Fragment « Igrających fal » z poematu symfonicznego „Morze” Claude’a Debussy’ego, w nadzwyczajnym wykonaniu Orkiestry Festiwalowej z Lucerny pod dyrekcją Claudia Abbado – płyta ta zdobyła przed rokiem zasłużenie wszelkie możliwe nagrody...
Leclair – mistrz barokowych skrzypiec
Na koniec jeszcze coś aktualnego, przynajmniej do jutra. Od 27 września do 9 października fetowany jest bowiem, w Centrum Muzyki Barokowej w Wersalu, Jean-Marie Leclair, ojciec francuskiej wiolonistyki. Przez 18 lat zwlekano z oddaniem mu hołdu, poświęcając niektóre z owych Grandes Journees, „Wielkich Dni” w Wersalu, postaciom bardziej drugorzędnym. Jean-Marie Leclair był raczej mizantropem o dość chmurnym usposobieniu. Skończył zresztą marnie: znaleziono go w 1764 roku martwego, z trzema dziurami w piersiach, i to morderstwo pozostało na zawsze niewyjaśnione. Do muzyki podchodził wszak szalenie serio, nawet jeśli zaczął karierę jako baletmistrz. Wiele czasu spędził w Turynie, u jednego z uczniów Corellego, słynnego wirtuoza Somisa. Nie przypadkiem też nazywano go potem „francuskim Corellim”, w którym znalazło ucieleśnienie modne wówczas pojęcie gouts-reunis, czyli „połączenia smaków” – francuszczyzny i włoszczyzny.
Leclair zrobił bardzo wiele dla techniki skrzypcowej i zostawił po sobie dzieła głównie instrumenentalne. Raz tylko zapuścił się na teren sztuki lirycznej, co dało wspaniałą operę Scylla i Glacus, śmiało wytrzymującą porównanie z najlepszymi operami Rameau – i znakomicie zresztą nagraną w latach 80. przez Gardinera. W Wersalu przypomniał ją Christophe Rousset ze swym zespołem Les Talents Lyriques, natomiast w niedzielę – Wielkie Dni Leclaira zamknie m.in. występ zespołu Les Folies Françoises, co świetnie się składa, gdyż wyszła właśnie ich płyta z sonatami i koncertami Jean-Marie Leclaira, nagrana dla ALPHY. Posłuchajmy więc na zakończenie Allegro z szóstej sonaty z opusu 5-go na skrzypce i basso continuo. Na skrzypcach gra szef zespołu, Patrick Cohen-Akenine.
CD4/12 Leclair – Sonata op.5/6, Allegro – Folies Françoises ALPHA 083
15/02/2010
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU