Stefan Rieger
Tekst z 15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 15/02/2010 16:55 TU
Świat obiegła wiadomość o tajemniczym pianiście, znalezionym koło plaży w Sheerness w hrabstwie Kent, w przemoczonym garniturze. Umieszczono go w szpitalu, ale przez dwa tygodnie nie udało się wydobyć z niego słowa. Zamiast mówić – gra godzinami na fortepianie w szpitalnej kaplicy. Daje nura w muzykę, co go od razu uspokaja. Zwrócono się z apelem do ludności, aby pomogła zidentyfikować tkniętego amnezją lub autyzmem młodzieńca, któremu nadano już przydomek Piano Man, ale mimo kilkuset telefonów – do chwili, gdy mówię te słowa, nie udało się rozszyfrować enigmy.
Prasa brytyjska nie omieszkała wskazać na pewną analogię z historią Davida Helfgotta, australijskiego pianisty, któremu przepaliły się bezpieczniki, a o czym opowiadał nagrodzony Oscarem film "Shine". Wydaje się jednak, że Piano Man nie jest "wirtuozem", jak początkowo twierdzono, a jedynie dobrym pianistą-amatorem, grającym w kółko parę kawałków.
Sztuka nierzadko idzie w parze z szaleństwem, a muzyka – ów tajemniczy język bez słów – jest zapewne tym rodzajem sztuki, który najbliższy jest stanowi "psychozy". Michel Foucault definiował obłęd jako "język, który nie wyraża nic, poza samym sobą i nie istnieje poza tym, co go wyraża". To samo można powiedzieć o muzyce. Artystów, którym "odbiło" lub urodzonych czubków, którzy zdołali skanalizować swe szaleństwo w sztuce mamy aż w nadmiarze. Rzadko są to jednak succes story's - obłęd musi być sprzężony z trzeźwością i dyscypliną, inaczej zazwyczaj wiedzie na manowce: cmentarze pełne są zmarnowanych szaleńców.
Józef Hasyd
Taki bywa los wielu "cudownych dzieci", przedwcześnie dojrzałych i zaraz potem znikających z horyzontu. Emblematyczne są losy dwóch genialnych skrzypków, Michaela Rabina i zwłaszcza Józefa Hasyda, który przemknął jak meteor, zostawiając po sobie kilka zaledwie nagrań – zanim schizofrenia rzuciła go w objęcia śmierci. Należą one do największych nagrań stulecia: nic lepiej nie ilustruje owego paradygmatu sztuki, balansującej na pograniczu obłędu...
CD1/8 Elgar – La Cappricieuse op.17 – J.Hasyd
TESTAMENT SBT 1010
La Cappricieuse Elgara grał w latach 40, z Geraldem Moorem przy fortepianie, genialny skrzypek Józef Hasyd.
Erwin Nyiregyhazi
Wśród pianistów nie było może aż tylu absolutnych świrów, ale paru się znajdzie. Warto wspomnieć o niemalże zapomnianym Węgrze, w którym na początku XX wieku widziano nowe wcielenie Liszta. Urodzony w 1903 roku Erwin Nyiregyhazi był archetypem "cudownego dziecka". Śpiewał po roku, w wieku czterech lat zaczął komponować, a jako dziewięciolatek odtwarzał z pamięci fugi Bacha i sonaty Beethovena. "Takiego fenomenu nie było od czasu Mozarta" – pisano o nim w latach 20.. Jako 15-latek podbił Berlin, dwa lata później triumfował w Carnegie Hall. Lecz wkrótce potem się przepalił: paraliżująca trema, dramatyczne przejścia z żonami, których miał dziesięć...
Erwin Nyiregyhazi dożył lat 84, lecz przez połowę tego czasu nie miał nawet własnego fortepianu i skończył jako nędzarz, sypiając na ławkach w parku. W latach 70. na moment znów wychynął, dając koncert i nagrywając garść utworów dla CBS, m.in. wznowione potem przez VAI własne parafrazy oper Wagnera czy Verdiego. W archiwach przejętych przez SONY drzemie jeszcze pewnie kilka świadectw jego niezwykłej sztuki, może kiedyś je odkryjemy – a na razie, z braku nagrań Nyiregyhaziego, posłuchajmy innych pianistów – na przykład Aleksandra Tharaud, który także wyżywa się w sztuce transkrypcji...
CD2/1 Bach – Pastorale B.590, Aria – A.Tharaud 2'36 HMC901871
Młody Francuz Alexandre Tharaud grał własną transkrypcję Arii z organowej Pastorałki F-dur Bacha.
Alexandre Tharaud
Jego poprzednie płyty, nagrane również dla HARMONIA MUNDI - z kompletem utworów fortepianowych Ravela oraz suitami Rameau - zdobyły wszelkie możliwe nagrody. Przerabiając teraz na własną modłę transkrypcje "koncertów włoskich", dokonane przez Bacha, Tharaud przekonywująco dowodzi tego, że wybór instrumentu jest sprawą drugorzędną, a czasem stwarza "wartość dodatkową".
Dobra transkrypcja to te same nuty ubrane w nową szatę dźwiękową. Rzadko wygrywa z oryginałem, choć i to się zdarza. Tharaud nie stara się imitować instrumentów dawnych – klawesynu czy organów – lecz gra na instrumencie swoim, fortepianie, kierując się jeno słuchem, dobrym smakiem i wyczuciem stylu.
Christine Schornsheim
Dla Christine Schornsheim wybór instrumentu nie jest sprawą drugorzędną – i dowodzi tego w sposób równie przekonywujący, kierując się właśnie wyczuciem stylu. Mało znana, a świetna klawesynistka z Lipska nagrała właśnie dla CAPRICCIO komplet 56 sonat Haydna przerzucając się z klawiatury na klawiaturę: na przemian gra na różnych klawesynach, na klawikordzie lub na fortepiano, a w kilku utworach na cztery ręce towarzyszy jej Andreas Staier. To największa niespodzianka i najlepszy interes sezonu: 14 płyt za cenę jednej, pięknie nagranych i starannie wydanych, z fachowymi komentarzami. Wirtuozeria i elastyczność gestu, kompetencja i muzyczna wyobraźnia: Christine Schornsheim bez trudu wspina się na szczyt Haydnowskiej dyskografii...
CD3/4 Haydn – Sonata Hob XVI/32, Allegro – C.Schornsheim CAPRICCIO 49404
Wstępne Allegro moderato z 47. Sonaty h-moll Józefa Haydna w wykonaniu Christine Schornsheim – z 14-płytowego kompletu, nagranego przez nią dla CAPRICCIO.
Ta niemiecka firma – podobnie jak jej rywalka BRILLIANT CLASSICS – czyni zresztą cuda, by dogodzić zubożonym melomanom, sprzedając opasłe cegły po cenie jednego kompaktu. Spośród tegorocznych nowości warto wymienić 12-płytową antologię dzieł Carla-Philipa-Emmanuela Bacha i pięciopłytowy zbiór muzyki sakralnej rodziny Bachów, w całkiem przyzwoitym wykonaniu.
Pod presją internetowej rewolucji – i wobec kurczącego się stale rynku – producenci zaczynają wreszcie przychodzić po rozum do głowy i obniżają ceny. Pojawiły się ostatnio setki reedycji nagrań obsypanych nagrodami, w cenie poniżej 10 euro za sztukę. Jak jednak mają konkurować z coraz tańszymi wznowieniami najlepszych interpretacji nie poddane jeszcze próbie czasu nowości, które odstraszają niezmiennie wysoką ceną? Są na to trzy recepty: supergwiazda na okładce, nowa jakość techniczna (jak norma SACD, czyli "super audio kompakt", stanowiąca bezdyskusyjny postęp), albo dziewiczy repertuar. Atuty zresztą można ze sobą kombinować.
Chopin Nelsona Freire
O Chopinie trudno powiedzieć, że to "dziewiczy repertuar". Nelson Freire też przez lata nie był "supergwiazdą", pozostając raczej w cieniu swojej przyjaciółki Marty Argerich, z którą grywał pasjami na cztery ręce, aczkolwiek dziś można by się zastanawiać, kto jest w czyim cieniu: podczas gdy Marta pasie głównie stado młodych pupilków, z rzadka tylko buchając własnym płomieniem – Nelson zestarzał się jak wyśmienite wino i po 25-ciu latach nieobecności w studiu nagrywa płytę za płytą, a każda najwyższej próby. Interpretacje porażające "oczywistością", w dobrym sensie "męskie", żywe i pełne energii, a i dźwięk soczysty, co jeszcze uwydatnia wspomniana norma "super audio", w jakiej DECCA nagrała te płyty (co jednak można dopiero docenić, gdy się dysponuje odpowiednim sprzętem).
Po znakomitym Schumannie, Brazylijczyk kontynuuje swój cykl Chopinowski, zainicjowany imponującą Sonatą h-moll i Etiudami z opusu 25.. Jest w tej grze coś z Rubinsteina: to Chopin jędrny, śpiewny, "zdrowy" i pełen rozmachu. Na nowej płycie znajdziemy Etiudy z opusu 10., Barkarolę oraz Sonatę b-moll.
CD3/6 Chopin – Sonata b-moll, I cz. – N.Freire DECCA 4756617
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU