Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2004-04-10 Głuchota Polaków – zdrada klerków? - kryzys klasyki?

 Stefan Rieger

Tekst z  17/02/2010 Ostatnia aktualizacja 17/02/2010 15:22 TU

Pamiętacie stary kawał o tym, jak to na Saharze wprowadzono komunizm? No i co? No i nic, po roku zabrakło piasku... Ale teraz odwróćmy znaki: będzie mniej śmiesznie, gdyż prawdziwie. Wystarczyło bowiem zaprowadzić w Polsce dziki kapitalizm, aby w parę lat ów piękny, choć z dziada pradziada z lekka przygłuchy kraj, przemienił się w muzyczną pustynię Gobi.

Przygłuchy był zawsze, zgoda, lecz jednak nie głuchy jak pień, jak dzisiaj. Od lat już obserwowałem z rozpaczą to staczanie się na dno, ale przyznam, że obszerne dossier Doroty Szwarcman o „głuchocie Polaków”, otwierające 9. numer POLITYKI z 28 lutego, pozbawiło mnie resztek nadziei. Właściwie odechciało mi się mówić i pisać o muzyce: nikomu to na nic, nie ma już adresata. Pewnie pisać będę dalej, sobie a muzom, z myślą o piątym lub siódmym pokoleniu, które kiedyś może odzyska słuch. Nie będzie to łatwe, gdyż każde nowe pokolenie, wyrastające na pustyni, nie wie już nawet o tym, że może się ona zazielenić. I nade wszystko: kto mu o tym przypomni, skoro ci starsi, predestynowani na jego nauczycieli, są już również dziećmi pustyni?

Zaczęło się od zjawiska pokoleniowego, właściwego całemu światu (Polska nie jest tu wyjątkiem): do władzy dorwała się wszędzie generacja polityków, dla których „klasyka” nie znaczyła nic – ich muzyką był rock, techno, disco Polo... Muzyka w ogólności – najtrudniejsze z rzemiosł, najwznioślejsza ze sztuk, najwyższa stawka w grze o duszę – postrzegana jest odtąd jako coś nieistotnego, przyjemny lub irytujący hałas, jedna z wielu multimedialnych błahostek, które zewsząd nas osaczają. W milczącej zmowie z komercją, interesownie obniżającą poprzeczkę, politycy zawiadujący subsydiami wpoili wszędzie swym podwładnym przeświadczenie, że nie warto łożyć na coś, co nikomu do szczęścia nie jest potrzebne.

To zjawisko, jako się rzekło, powszechne, ale wszędzie niemal – wyłączając Polskę – wzbudziło ruch oporu: podczas gdy Polska nieodwołalnie głuchła, tradycyjnie przygłucha i niemuzykalna Francja – by już nie wspomnieć o Niemczech, Japonii, krajach skandynawskich uprawiających muzykę od zawsze, jak chłop uprawia swój życiodajny ogródek – waliła drzwiami i oknami do konserwatoriów, ognisk muzycznych, chórów i kapeli, wskrzeszając z niczego wielomilionowy ruch amatorski.

Zapewne wielu zrozumiało instyktownie to, o czym poeta i krytyk Alberto Savinio pisał już przed kilkudziesięciu laty: że mianowicie « Muzyka to podstawowy element edukacji. Nie może być cywilizacji bez muzyki. Muzyka uczy nas być : być w towarzystwie i być samemu. Muzyka uczy nas jak chodzić, jak się ruszać, jak nie wpadać na kredens zastawiony porcelaną i nie nadeptywać na odciski starszej pani. Dzięki muzyce możemy oduczyć się jąkania : słownego i duchowego. (...) Wejść rezonans z ruchem wszechświata i naszym wewnętrznym ruchem. Muzyka uczy nas żyć, w najgłębszym, najbardziej metafizycznym sensie ».

CD1/2  Bach – Kantata B.156, Sinfonia – M.Ponseele, Il Gardellino  ACCENT ACC22156
Sinfonia ze 156 Kantaty Bacha, fragment recitalu najlepszego zapewne spośród barokowych oboistów, Marcela Ponseele, nagranego z zespołem Il Gardinello dla firmy ACCENT...

Artykuł Doroty Szwarcman z POLITYKI naprowadza na szereg tropów, wiodących do dzisiejszej, polskiej głuchoty. Wbrew temu, co sugerowałem, nie należy bowiem zwalać całej winy na „dziki kapitalizm”, który przemienił sklepy płytowe w witryny komercyjnej tandety, a rozgłośnie radiowe w szafy grające, formatujące uszy jazgotem non-stop, lejącym się z głośników w windach, barach i supermarketach. Za komunizmu – choć jego ambicją było wystawianie się do świata postępowym, humanistycznym obliczem – nie było wiele lepiej.

Nie wykluczone zgoła, że jedną z głównych przyczyn dzisiejszej zapaści jest arogancja elit wykarmionych, nolens volens, cyckiem komunistycznej propagandy.

Tej wzbudzającej zrozumiałe opory tezy broni (cytowany przez Szwarcman) profesor Andrzej Rakowski, były rektor warszawskiej Akademii Muzycznej, którego zdaniem źródeł dzisiejszej degrengolady należy szukać w latach powojennych, kiedy to komunistyczna władza, szukająca kulturalnego listka figowego zdolnego zakryć nagość brutalnego despotyzmu, udzieliła namaszczenia i kartek na mięso środowisku muzycznych profesjonalistów, które odtąd – zamknięte w wieży z kości słoniowej nędznych przywilejów i dwuznacznego prestiżu – odcięło się hermetycznie od zewnętrznego świata, czyli pospólstwa niegodnego wybić się na obcowanie z wielką sztuką. A już największym oszustwem – zdaniem profesora Rakowskiego – były tak zwane „wydziały wychowania muzycznego” w akademiach muzycznych, które służyć miały w założeniu kształceniu nauczycieli muzyki. Tymczasem, mówi Rakowski, „do szkolnictwa ogólnego szło po tych studiach zaledwie parę procent, reszta to ci, którzy próbowali zaspokoić ambicje artystyczne, nie dostali się na wydział instrumentalny, tu zaś zdobywają papierek i już są ważnymi magistrami sztuki”...

Innymi słowy, jedynie garstka nieudaczników, niezdolnych wybić się twórczo w „środowisku”, poświęcała się nolens volens pracy od podstaw. Dzielenie się zdobytymi w pocie czoła kompetencjami z niewdzięcznym, głuchym audytorium stało się synonimem zawodowej porażki. W tym czasie – żyjące w swej wieży z kości słoniowej elity chełpiły się swą „twórczą oryginalnością”, śląc w świat mylące sygnały „artystycznej witalności” owego społeczeństwa, które z mlekiem matki wypiło Chopina, muzykę ma we krwii i w każdej chwili przytupuje nóżką na trzy-czwarte.

Romantyczny stereotyp prysnął w zderzeniu ze smutną prawdą, znaną conajmniej od „Wesela” Wyspiańskiego: elity polskie, mimo snobizmu i chciejstwa, pospólstwem gardzą i nigdy się nie zniżą do tego, by k’sobie mu pomóc się dźwignąć (dziś zresztą i nie ma k’czemu, gdyż one jak i ono równie głuche...). Lecz przecie jeszcze w latach przedwojennych postępowa inteligencja rozumiała „wychowawczą rolę kultury muzycznej w społeczeństwie”, którą podkreślał w rozprawce pod tym tytułem Karol Szymanowski (wówczas rektor Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie), pisząc o muzyce, że „jest dobrem i własnością ogółu”, a także „sztuką powszechną, która winna objąć wszystkie warstwy społeczne”. Dorota Szwarcman przypomina, że „Szymanowski i inni wybitni muzycy starali się wcielać te poglądy w czyn, jeżdżąc po prowincji z koncertami i akcjami popularyzującymi muzykę”. Ale to było przed wojną...

CD2/4  Szymanowski – Stabat Mater, fragm. – A.Wit   DUX 0349

„Spraw, niech płaczę z Tobą razem”... Czwarta odsłona Stabat Mater Szymanowskiego – katowicką orkiestrą i chórem Polskiego Radia w Krakowie dyrygował Antoni Wit, płytę zaś wydała firma DUX, właściwie już jedyne – a przynajmniej największe polskie wydawnictwo, zajmujące się na serio produkowaniem płyt z muzyką poważną, przede wszystkim z muzyką polską, lecz także z nagraniami polskich, również i młodych artystów.

Firma założona w 1992 roku przez Małgorzatę Polańską i Lecha Tołwińskiego ma już w swym katalogu ponad 350 pozycji, co roku przybywa ich 30 do 40 – co w czasach kryzysu świadczy o sporej witalności. Zdobyła już szereg nagród krajowych, próbuje też przebić się na rynki zagraniczne, gdzie kilka płyt – np recital Ewy Podleś z Garrickiem Ohlssonem – krytyka wysoko oceniła. A że szuka zbytu zagranicą - to nietrudno zrozumieć.

Zapytałem przedstawicielkę firmy DUX, ile tak z grubsza sprzedaje się dziś w Polsce płyt z klasyką. Odpowiedziała mi po męsku: zero. Ot, rozdaje się trochę płyt dziennikarzom, krytykom, uczelniom – ale w sklepach nikt niczego już nie kupuje. Zapaść, innego słowa nie ma... Owszem, przemysł płytowy na całym świecie przechodzi ostry kryzys, ale w pewnym sensie – w branży klasycznej - kryzys dobroczynny. Dominujące na rynku majors niemal zupełnie zarzuciły klasykę. Ostatni koncern trzymający jeszcze fason, EMI ogłasza właśnie „konsolidację biznesu”, za czym kryje się redukcja tysiąca pięciuset etatów i rozwiązanie kontraktów z jedną piątą artystów.

Zaczyna się spełniać przepowiednia Normana Lebrechta, który wieścił ponuro, że „2004 będzie rokiem ostatnim przemysłu fonograficznego”. Ale czemu ponuro? Niech taki przemysł sobie szczeźnie, nie będziem płakać. W tym czasie bowiem, gdy kładą krzyżyk na klasyce międzynarodowe trusty – rozkwita produkcja niezależna. NAIVE rzuca się w gigantyczny cykl nagrań Vivaldiego, epatują oryginalnością maleńkie firmy ALPHA, AMBROISIE czy ZIG-ZAG TERRITOIRES, HARMONIA MUNDI i VIRGIN obwieszczają 6-procentowe zyski, NAXOS zapowiada na ten rok 150 nowości i 60 archiwalnych reedycji, ALIA VOX Jordi Savalla anonsuje wielkie cykle nagrań muzyki hiszpańskiego Renesansu, dwa razy 50 kompaktów.

Rynek płytowy, rzekomo załamany, przechodzi dziś w istocie – jak pisze Ivan Alexandre w DIAPASON – „kurację upiększającą”. Ilość przechodzi w jakość, górą są wyśrubowane projekty artystyczne. Wystarczy porównać listy „klasycznych przebojów” z hipermarketu muzycznego FNAC. W roku 1998 dziesięć pierwszych miejsc zajmowały bzdety: sześć płyt z crossover (w tym muzyka z „Titanica”), trzy kompilacje i jeden kompakt-katalog. Ani jednej nowości. W roku 2003 – wśród najlepiej sprzedających się płyt znalazła się jedna tylko z crossover i jedna kompilacja: sześć pierwszych miejsc zajęły nowości. Marketingowe pół-produkty, nastawione na natychmiastowy zysk, popadły w niełaskę. Ku rozpaczy hurtowników z major companies, klient stawia odtąd na jakość...

CD3/4 Mendelssohn – II Sonata wiolonczelowa, finał – A.Leroy/S.Moubarak  ZZT040102
Początek Finału drugiej Sonaty wiolonczelowej Mendelssohna, nagranej żywiołowo dla firmy ZIG-ZAG TERRITOIRES przez młodą francuską parę, w życiu i na scenie – wiolonczelistę Anthony’ego Leroy i pianistkę Sandrę Moubarak – która podbiła serca publiczności na tegorocznych Szalonych Dniach Muzyki w Nantes, poświęconych Pokoleniu Romantyków...

To właśnie ów niezwykły festiwal dowodzi z każdym rokiem coraz dobitniej, że muzyką klasyczną zarazić można wszystkich, byle dobrze się do tego zabrać. Polacy nie rodzą się głusi, to nie jest genetyczne. Polskie dzieci nie są mniej muzykalne od innych, z równym zaciekawieniem nadstawiają ucha – dopiero potem, w podstawówce i powyżej, wszystko się sprzysięga, by muzykę doszczętnie im obrzydzić: sposób uczenia, czy raczej zniechęcania, presja otoczenia i mediów.

Myślę z głębokim smutkiem - gdy widzę w Nantes tysiące maluchów, słuchających z rozdziawioną buzią Chopina czy Schumanna, obserwujących z pasją demonstrujących im swą sztukę lutników, przeprowadzających wywiady z twórcą festiwalu, René Martinem – o ich równieśnikach znad Wisły, którym takiej szansy nie dano.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU