Stefan Rieger
Tekst z 17/02/2010 Ostatnia aktualizacja 17/02/2010 16:59 TU
Milan Kundera pisał kiedyś, że "Europa sprowadza się do pięćdziesięciu arcydzieł, których nigdy nie zrozumiała". Ale właściwością dzieł wielkich jest to, że wiecznie nam się wymykają: ich bogactwo jest niewyczerpane. I zapewne nic bardziej się nie wymyka, jak muzyka Bacha: każde pokolenie próbuje ją przyszpilić, jak motyla w gablocie – wydaje mu się, że znalazło do niej ostateczny klucz – lecz rychło się okazuje, że przyszpiliło jeno "ducha swej epoki".
O wielu interpretacjach dzieł innych kompozytorów można powiedzieć, że są omalże "definitywne": każdy genialny odtwórca naświetla je inaczej, ale na swój sposób – w ramach swojej wizji – "wyczerpuje problem". U Bacha – nawet doraźne wyczerpanie problemu jest absolutnie niemożliwe. Jest on bowiem, zazwyczaj, nieporównanie bardziej złożony. Trzeba panować nad zbyt wieloma parametrami jednocześnie. Z uwagi choćby na gęstość polifonicznej tkanki. Ale nie tylko. Dotyczy to w szczególności owej Bachowskiej Biblii, na której wychowały się od dwóch stuleci kolejne pokolenia muzyków: preludiów i fug z Das Wohltemperierte Klavier, czyli galerii 48. obrazów na całkiem różnych motywach, odmalowanych we wszystkich tonacjach.
Nie ma tu może karkołomnych problemów technicznych – jak powiedzmy u Liszta – a jednocześnie, dla pianisty, nie ma z pewnością muzyki trudniejszej. Po pierwsze – musi się uporać z instrumentem, który powstał później, niż ona, więc jest poniekąd uzurpatorem. Ma jednak tę przewagę, że może – jak dobrze się nim posłużyć – imitować z grubsza wszystkie inne. Bach zaś w owym dziele-Kosmosie, powierzonym w zasadzie klawesynowi lub klawikordowi, imituje wszystkie, instrumentalne czy wokalne style, jakie można sobie wyobrazić. Każde preludium czy fuga to zatem inny jakby problem. Najtrudniejsze jednak jest to, że w każdej chwili, w każdym takcie – dokonywać trzeba wielu wyborów: coś uwypuklić kosztem czegoś, podcieniować temat lub raczej kontrapunkt, zaakcentować węzeł harmoniczny i jednocześnie trzymać sforę rozbieganych głosów na krótkiej smyczy. Wariantów są tysiące, kombinatoryce nie ma końca – a jeszcze tempo, artykulacja legato lub staccato, ozdobniki... – istna symultanka na trzydziestu szachownicach.
I dlatego nie ma i nie będzie "idealnej" wersji Wohltemperiertes Klavier. Największym z odtwórców Biblii – Feinbergowi, Feltsmanowi, Gouldowi, Fischerowi, Guldzie – zdarzało się trafić w dziesiątkę w poszczególnych preludiach i fugach, ale całość zawsze pozostawia lekkie uczucie frustracji. A przynajmniej tęsknoty za czymś więcej i inaczej. Od dość dawna jednak – mimo Roku Bachowskiego i zatrzęsienia nowych nagrań – nie pojawiła się żadna interpretacja, która przetasowałaby choć trochę dotychczasową hierarchię. I oto – niespodzianka: na najwyższe podium wspina się oto sędziwa dama, która równo pół wieku temu zainspirowała Glenna Goulda i sforę jego naśladowców: z górą dziś osiemdziesięcioletnia Amerykanka, Rosalyn Tureck...
CD1/5 Bach – WtK-I, Preludium Cis-dur – R.Tureck BBCL4109-2
Preludium Cis-dur z pierwszego tomu Das Woltemperiertes Klavier Bacha w wykonaniu Rosalyn Tureck... Przyznaję, że trochę jej nie doceniałem. Nieco dziwiły mnie czołobitne – i zresztą nieodwzajemnione hołdy – jakie składał jej wielokrotnie Glenn Gould, który w młodzieńczym wieku – w niesłychanie analitycznej, rytmicznie zdyscyplinowanej i klarownej grze Amerykanki znalazł odtrutkę na niechlujstwo i sentymentalizm pseudoromantycznej tradycji. Wznawiane w ostatnich latach nagrania Rosalyn Tureck – Wariacje Goldbergowskie, Partity, Das Wohltemperiertes Klavier z 1953 roku – choć budziły respekt, mroziły bowiem nieco swym apodyktycznym tonem. Ot, taki "bardziej sztywny i mniej szalony Gould", choć z dużą klasą.
Otóż opublikowane teraz w serii BBC LEGENDS nagranie pierwszego tomu 24. preludiów i fug potwierdza wrażenie, jakie odnieść można było ze słuchania nagrań z koncertów, które krążyły pod różnymi szyldami, a ostatnio wznawiane są przez VAI AUDIO: że mianowicie Rosalyn Tureck w studiu nie pokazuje się od swej najlepszej strony, zamykając się jakby w swym żelaznym systemie. Otóż w Londynie, w latach 1975-76, BBC zarejestrowała ją w warunkach live, choć bez publiczności: pierwszy tom wykonany został na czterech koncertach – drugi też nagrano i miejmy nadzieję, że wkrótce się ukaże. Jest to bowiem w mym odczuciu interpretacja nadzwyczajna. Wolna od Gouldowskich idiosynkrazji, ale swobodna i nieustannie ekspresyjna, architektonicznie przemyślana w każdym calu, a jednocześnie zaskakująca wciąż wyobraźnią – przy czym Tureck znalazła, moim zdaniem, idealny sposób na obcowanie z tą dziką, ryczącą bestią, jaką potencjalnie jest fortepian: dźwięk jest cienki, ale nie za cienki, legato nie jest zbyt legato, a staccato zbyt staccato, wszelkie środki artykulacji są uruchomione, ale w sposób przytemperowany, Tureck umie rozśpiewać frazę, ale umie też tupnąć nóżką, słowem - trochę kobiecości i spora doza męskości, bez czego Bach flaczeje... Posłuchajmy jak w monumentalnej Fudze b-moll Rosalyn Tureck nadaje reliefu pięciu głosom, szczególnie w owym stretto maestrale, gdzie temat wchodzi kolejno aż w pięciu rejestrach, wypełniając sobą całą przestrzeń – i jak konsekwentnie prowadzi nas do apogeum – równie konsekwentnie, jak Vladimir Feltsman, mistrz przestrzennych brył – lecz zarazem bardziej analitycznie...
CD2/20 Bach – WtK-I, Fuga b-moll – R.Tureck BBCL4109-2
Fuga b-moll z pierwszego tomu Das Wohltemperierte Klavier w wykonaniu Rosalyn Tureck, od z górą pół wieku niezrównanej kapłanki Bacha. Przypomnę, że te dwa kompakty – w oczekiwaniu na drugi tom, nagrany również w połowie lat 70. – ukazały się pod wyśmienitym szyldem BBC LEGENDS...
Klawesyn – oryginalny adresat tej muzyki – wydawał mi się zawsze z lekka frustrującym kompromisem: wszystko jako tako wygra, czasem błyśnie pióropuszem srebrzystych alikwotów, o jakich fortepianowi się nie śniło – ale naprzeciw tego Kosmosu przypomina prostaczka, wpuszczonego na ucztę Bogów. Ileż traci się bez dynamiki, bez możliwości subtelnego cieniowania głosów, bez szans na szczipatielne rozśpiewanie kantyleny!
No tak, ale przecież Bach napisał to na klawesyn, klawikord, ewentualnie organy... Zgoda, lecz marzył mu się instrument wirtualny, jeszcze nie istniejący. Bądź tu mądry. Kiedy jednak bierze się za to francuski pirotechnik klawesynu Pierre Hantai – a do tego jeszcze dysponuje pięknie brzmiącym instrumentem, świetnie uchwyconym przez znakomitego technika małej firmy MIRARE, Nicolasa Bartholomée – frustracja ustępuje miejsca zachwytowi, przynajmniej w niektórych preludiach i fugach, przemieniających się w połyskujące złociście fajerwerki. Hantai – któremu zawdzięczamy już pyszną wersję Wariacji Goldbergowskich – nagrał na razie tylko pierwszy tom zbioru. Nie jest to może intelektualnie do końca przemyślane – to raczej kalejdoskop poetyckich gestów, czasem kapryśnych, czasem szalonych, nierzadko natchnionych. Posłuchajmy owych furkoczących zwiewnie trylów, o jakich ciężki fortepian może tylko marzyć...
CD3/1+2 Bach – WtK-I, Prel. i Fuga Fis-dur – P.Hantai MIR 9930 Preludium i fuga Fis-dur z pierwszego zeszytu Das Wohltemperierte Klavier Bacha w wykonaniu Pierre'a Hantaia...
Dobrą tymczasem nowiną jest wznowienie, pod szyldem Russian Compact Disc, jednej z trzech w moim odczuciu najpiękniejszych wersji Das Wohltemperiertes Klavier, obok nagrań Vladimira Feltsmana i Glenna Goulda. Samuel Feinberg, gdyż o nim mowa, nagrał Bachowską Biblię aż trzykrotnie. Ta wersja pochodzi z lat 1958-61 i jest to swego rodzaju poetycka podróż przez mikrokosmos, odsłaniająca co krok jego nowe uroki.
Feinberg – wielki pianista, pedagog i kompozytor – nie grał, jak Gould, "przeciwko" fortepianowi, lecz poniekąd "nad nim", wyzwalając się spod jego grawitacji dzięki lekkości toucher i klarowności frazowania. Jego subtelne, powietrzne legato przypomina grę mistrzów starej szkoły, jak Rachmaninow albo Friedmann. Zachwyca plastyczność frazy i wyczucie długich linii, których ciągłości nie rwie nawet najbardziej skrajne rubato. Słuchając Feinberga nieustannie strzyżemy uchem, zaskakiwani oryginalnością gestów, nie wykraczających nigdy poza granicę dobrego smaku: tu uwypuklony strzęp wtórnego wątku, tam dyskretnie podkreślone współbrzmienia lub przytrzymana nieco "ponad miarę" nuta. To Wohltemperiertes Klavier bardzo osobiste, rodzaj intymnego dialogu między człowiekiem wielkiej kultury a Bachem. Posłuchajmy Preludium i fugi Fis-dur z Pierwszego tomu, gra Samuel Feinberg, mędrzec i poeta...
CD4/1 Bach – WtK I, Preludium i fuga Fis-dur – S.Feinberg
RCD 16231
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU