Stefan Rieger
Tekst z 17/02/2010 Ostatnia aktualizacja 17/02/2010 17:11 TU
Nie jestem pewien, czy muzyka tak naprawdę potrzebuje obrazu: ucho znakomicie obywa się bez oka, a nawet więcej: znacznie bardziej jest chłonne, czułe i obiektywne kiedy oko mu nie przeszkadza. Dlatego załamywanie rąk nad faktem, że telewizja wypięła się (za przeproszeniem) na klasykę, zadowalając się nadawaniem koncertów czy spektakli operowych między 1 a 3 nad ranem, wydaje mi się źle sformułowanym protestem.
Telewizja jest ze swej natury "antymuzycznym medium" – gdyż muzyka wymaga skupienia i ciągłości, a telewizja jest synonimem rozproszenia i zappingu. Jeśli należałoby jej coś wyrzucić, to raczej to, że definitywnie zrezygnowała z "podciągania kogokolwiek w górę", zbijając kasę na ściąganiu wszystkich w dół. To jest epokowy skandal, jeśli nie zbrodnia, pod każdym względem. Mam na myśli misję edukacyjną, w dobrym tego słowa znaczeniu: choćby takie programy "popularno-elitarne", jak niegdysiejszy Le Grand Echiquier Jacques'a Chancela, które dziś są omal niewyobrażalne.. Retransmisje koncertów albo recitali – nawet w prime time (co jest groteskową hipotezą) – niczego pod tym względem nie załatwią. Trzeba kompetencji, wdzięku i wyobraźni aby choć jednego laika złapać w sidła wielkiej sztuki.. Widać nikomu już na tym nie zależy – barbarzyńcy są już ante portas, jeśli nie w salonie, na kanapie...
Ale dość zgorzkniałych dygresji, zostawmy laików ich nieszczęsnemu losowi, by dalej kisić się w elitarnym sosie melomanów i smakoszy, szukających nowych podniet i wtajemniczeń. Największe me muzyczne przeżycia – jeśli wyłączyć parę magicznych koncertów i garść wyjątkowych filmów – obywały się znakomicie bez wszelkich wizualnych podpórek. Wizja rozprasza, oko jest nazbyt łatwowierne i sentymentalne, ślizga się po powierzchni, nie pozwalając zejść w głąb. Zazwyczaj lepiej przymknąć oczy, gdy słuchamy muzyki. Kasetę wideo raz obejrzymy i wystarczy aż nadto – płyta jest zaś inwestycją trwałą.
To prawda, lecz mimo wszystko – ten, kto choć raz widział Callas, Richtera, Goulda, Heifeitza czy Toscaniniego... – będzie już odtąd słuchał ich inaczej. Z tych największych emanuje prawda, a może magia, zapewne jedno i drugie... Kto widział Glenna Goulda grającego Kunst der Fuge, Wagnerowskie transkrypcje, albo Pawanę "Lord of Salisbury" Orlando Gibbonsa – w ekstatycznym transie, poza światem i czasem – nigdy więcej nie nazwie go "hochsztaplerem" lub "ekscentrykiem". Wobec takiego ekstatycznego zatracenia ktoś co najwyżej może poczuć się nieswojo. No cóż, to była – że tak powiem – jego forma "uprawiania seksu"...
CD1/6 Gibbons – Pavan "Lord of Salisbury" – G.Gould SMK52589
Pawana "Lord of Salisbury" Orlando Gibbonsa "wymodlona" przez Glenna Goulda. Nagranie pochodzi z płyty poświęconej wirginalistom ery elżbietańskiej – jeszcze bardziej ekstatyczną interpretację tej Pawany znajdziemy wszak na pasjonującym filmie Bruno Monsaingeona, "Glenn Gould: Alchemik", który wreszcie po latach zostaje wznowiony, w wersji DVD, pod szyldem EMI CLASSICS. Mnóstwo muzyki, rozmowy, sesje nagraniowe: niezwykły, dwu i pół godzinny dokument z 1974go roku - pierwszy, jaki Monsaigneon zrealizował z Gouldem. Okazja do jego wskrzeszenia była szczególna: 25go września przypada 70 rocznica urodzin, a 4go października 20 rocznica śmierci wielkiego Kanadyjczyka. Nie omieszkam poświęcić temu wydarzeniu odrębnej audycji.
Jeśli teraz wspominam o tym filmie, to dlatego, że został włączony do specjalnej serii muzycznych DVD, Classic Archive, zaplanowanej przez EMI CLASSICS. Łącznie 25 filmów z niepublikowanymi dotąd nagraniami live, z koncertów lub telewizyjnego studia, największych artystów stulecia: Ojstracha, Menuhina, Heifetza, Piatigorskiego, Rostropowicza, Rubinsteina, Stokowskiego, Goulda i wielu wielu innych.
W paryskim Audytorium Luwru przedstawiono nam fragmenty pierwszych ośmiu DVD, które ukażą się z początkiem listopada. Bajeczny David Ojstrach w sonacie Brahmsa, niesłychana perfekcja techniczna Leonida Kogana (tak rzadko widywanego na filmach), komiczna scenka z "Cycków Tyrezjasza" Poulenca, w wykonaniu Denise Duval i samego kompozytora, dyrygujący "Uczniem czarnoksiężnika" stareńki Pierre Monteux, któremu Londyńska Orkiestra Symfoniczna, w 86-tym roku życia, zaoferowała "dożywotni kontrakt", wreszcie wspomniany ekstatyczny Gould...
Seria zapowiada się smakowicie. Większość dokumentów pochodzi z przepastnych archiwów BBC i francuskiego INA. W BBC znaleziono na przykład prawdziwą perłę: komplet sonat wiolonczelowych Beethovena, wykonanych na żywo przez Mścisława Rostropowicza i Swiatosława Richtera w 1964 roku, a więc już po zarejestrowaniu ich na płytach, w warunkach studyjnych...
CD2/6 Beethoven – Sonata op 5/1, Allegro Richter/Rostropowicz PHILIPS 464 677-2
Fragment Allegro z I Sonaty wiolonczelowej Beethovena, nagranie nie pochodzi z filmu, lecz z kompletu nagranego przez Richtera i Rostropowicza dla PHILIPSA, z początkiem lat 60.. Ten komplet, nota bene, został ostatnio wznowiony. Slava umie wykrzesać ogień z wiolonczeli, lecz nie ulega wątpliwości, że w tym duecie – w sensie duchowym – zdecydowanie dominuje Richter. I nie ma tu zapewne tak intymnej harmonii, jak w dwóch innych słynnych duetach, którym zawdzięczamy nagrania tych sonat: Pierre'a Fournier z Friedrichem Guldą, oraz Pablo Casalsa z Rudolfem Serkinem...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU