Stefan Rieger
Tekst z 17/02/2010 Ostatnia aktualizacja 17/02/2010 17:47 TU
Trochę o nim zapomniano i niesłusznie, gdyż trudno znaleźć w tym stuleciu kogokolwiek, kto lepiej by reprezentował w szerokim świecie francuską szkołę pianistyki. Robert Casadesus wywodził się z wielkiego muzycznego rodu o licznych rozgałęzieniach – przypominającego rodzinę Bachów albo Couperinów.
Jego wujek Francis, kompozytor, założył Konserwatorium Amerykańskie w Fontainebleau, w którym Robert najpierw uczył – a w czasie okupacji przeniósł je do Princeton w USA. Inny wujek, Henri, był już w pierwszych latach stulecia inicjatorem „barokowej rewolucji” avant la lettre i zabawiał się pastiszowaniem Vivaldiego. Żona Roberta, Gaby – podobnie jak on wychowanka Louisa Diémera, jednego z uczniów Liszta – często razem z nim koncertowała. Później przyłączał się do nich czasem ich syn Jean, także pianista, który niestety zginął dość młodo w wypadku samochodowym. By już nie wspomnieć o Jean-Claudzie Casadesus, bratanku Roberta – znakomitym dyrygencie, który od lat kieruje Orkiestrą z Lille i dokonuje na północy Francji cudów, zarażając miłością do muzyki młodzież z „trudnych przedmieść”.
Robert Casadesus należał do nielicznych francuskich pianistów, którzy zdobyli wielką sławę zagranicą nawet poza rodzimym repertuarem: niejeden z nas odkrywał zapewne koncerty Mozarta w jego właśnie wykonaniu z orkiestrą z Cleveland pod batutą George’a Szella. Technikę miał olśniewającą, o czym świadczą niektóre wczesne nagrania. Stephane Villemin w ciekawej książce o „Wielkich pianistach” przytacza smakowitą anegdotkę dotyczącą jego współpracy z Maurycym Ravelem, którego komplet dzieł nagrał jako pierwszy. Otóż Ravel, po wysłuchaniu jego interpretacji Toccaty z Tombeau de Couperin był zaszokowany: „Nie przypuszczałem, że da się to zagrać w przepisanym tempie”... I kiedy w Londynie zaproponowano mu nagranie na rolkach jego utworów, kompozytor wpadł na chytry pomysł, że wynajmie młodego Roberta jako „murzyna”. Casadesus chętnie ubił targ: na płycie figuruje nazwisko Ravela, ale to on gra i to on zainkasował honorarium.. Owocowy przerywnik, czyli drugi z Trzech utworów w formie gruszki Erica Satiego.. Grają na 4 ręce Robert i Gaby Casadesus...
CD1/7 Satie – 3 morceaux en forme de poire, II – R. i G.Casadesus SONY SM2K 61725
Robert i Gaby Casadesus grali drugi z Trzech utworów w formie gruszki. Satie, wyrafinowany kpiarz, nadał ponoć temu dziełku taki tytuł w odpowiedzi na krytyki Debussy’ego, który twierdził, że jego kompozycjom „brakuje formy”...
Robert Casadesus komponował, wiele czasu poświęcał nauczaniu, natomiast za nagrywaniem płyt raczej nie przepadał: był „zwierzęciem estradowym”- podobno dał podczas swego życia ponad trzy tysiące koncertów! Firma SONY wydała parę lat temu nagrania z dwóch jego recitali w sali Concertgebouw w Amsterdamie, w latach 60.. Prezentują one szeroki wachlarz jego możliwości w repertuarze od Mozarta i Beethovena, poprzez Chopina i Schumanna, aż po Ravela i Debussy’ego. Casadesus ucieleśniał to, co najlepsze w szkole francuskiej: klarowność, lekkość, świetna technika palcowa, żywość rytmu i elegancja. To dużo, choć można zatęsknić czasem za czymś głębszym. Posłuchajmy Arabeski z II tomu Preludiów Debussy’ego...
CD2/13 Debussy –Arabesque, Preludes vol.II – R.Casadesus SONY SSK 06766
Młodych świetnych pianistów jest dziś we Francji zatrzęsienie, ale wszyscy jacyś tacy „gładcy”: nic nie wystaje, czego można by się uczepić. Silnych osobowości ze świeczką szukać i jeśli kogoś miałbym polecić – ale to już nie taki młodzik, niebawem stuknie mu sześćdziesiątka – to wskazałbym na Jean-Claude’a Pennetier.
W odróżnieniu od większości młodych wirtuozów – to muzyk całą gębą. Obwieszony medalami z Konserwatoriów wygrywa z rozpędu szereg międzynarodowych konkursów, ale od razu to mu się przestaje podobać i zwraca się ku kompozycji, dyrygenturze oraz pedagogice. Z czasem stanie się jednym z najwyżej cenionych we Francji profesorów, ale od wielu lat uczy poza establishmentem – prowadząc głównie staże czy master classes. Nauczanie to „sztuka, a nie nauka” – mówi Pennetier. Największą wagę przykłada do dwóch rzeczy: primo – każda nuta ma swój sens i trzeba go niezmordowanie szukać: zgłębiając partytury dokonujemy wciąż tysięcy nowych odkryć; i secundo – w grze winno uczestniczyć całe ciało, muzyka musi nasze ciało przenikać i dlatego uczniom, którzy nie mogą się „odblokować”, doradza uprawianie sportu, tańca, tai-chi lub czegoś w tym rodzaju.
Jean-Claude Pennetier niezbyt chętnie nagrywa w studio, trudno mi więc dowieść jego klasy. Słyszałem kiedyś radiową transmisję jego występu na festiwalu w La Roque d’Anthéron, gdzie grał m.in. sonatę Hammerklavier Beethovena: otóż nie znam bardziej porywającej interpretacji tego dzieła, zwłaszcza finałowej Fugi, zapewne najbardziej karkołomnego kawałka w całej literaturze pianistycznej. Być może kiedyś znajdziemy coś podobnego na płycie, gdyż Pennetier zabrał się teraz podobno do nagrywania kompletu sonat Beethovena. Na razie pocieszmy się pierwszym Phantasiestucke opus 111, ze znakomitej płyty z utworami Schumanna, jaką nagrał parę lat temu dla firmy LYRINX.
CD3/17 Schumann – Phantasiestucke op.111/1 - Pennetier LYRINX LYR 138
Pennetier wiedzie żywot szalenie aktywny lecz nadzwyczaj dyskretny. Od trzydziestu lat mieszka sobie w starym młynie pod Chartres – parę lat temu zresztą młyn się spalił, z całą zawartością – meblami, książkami, nutami – i musiał wszystko zaczynać od nowa. Jedną z jego pasji jest kameralistyka: od lat muzykuje z dwoma starymi przyjaciółmi – skrzypkiem Regisem Pasquier i wiolonczelistą Rolandem Pidoux, lecz równie chętnie przygrywa innym. Jeszcze raz Schumann i znów Phantasiestucke – ale tym razem z opusu 73-go – z płyty zawierającej też dwie sonaty Brahmsa. Grają Jean-Claude Pennetier i klarnecista Michel Lethiec...
CD4/9 Schumann – Phantasiestucke op.73/2 - Lethiec/Pennetier LYRINX LYR 157
Francuską tradycję gry szalenie klarownej, precyzyjnej, wyczulonej na kolorystykę podtrzymuje z powodzeniem niespełna dziś 40-letni Jean-Yves Thibaudet. We Francji do niedawna właściwie prawie nie był znany: żyje w Nowym Jorku i jego błyskotliwa kariera rozwijała się głównie za Oceanem, gdzie występuje od lat z największymi orkiestrami. Jego dorobek płytowy jest tymczasem imponujący: nagrał już dla DEKKI około dwudziestu płyt, w tym komplety dzieł Ravela i Debussy’ego (wśród których znakomite Preludia i Etiudy), Turangalila-Symphonie Messiaena z Concertgebouw pod batutą Riccarda Chailly, dzieła Liszta i Brahmsa, koncerty Rachmaninowa z Aszkenazym.. Przygrywał też największym śpiewaczkom: z Brigitte Fassbaender nagrał pieśni Wolfa, z Cecilią Bartoli podbili wspólnie publiczność we Włoszech – a potem rynek płytowy.
CD5/23 Montsalvatge – Canto Negro - Bartoli/Thibaudet
DECCA 455 981-2
Canto Negro Xaviera Montsalvatge – podczas występu w Theatro Olimpico w Vicenzy Cecilii Bartoli akompaniował Jean-Yves Thibaudet... Ten ostatni powiada, że pasją do muzyki, gdy miał dziewięć lat, natchnął go Artur Rubinstein, który po koncercie wziął go na kolana i przez kwadrans wszystko mu wyjaśnił. Thibaudet należy do nielicznych pianistów „klasycznych” pasjonujących się również jazzem. Nagrał już dwie płyty dla DEKKI, z których pierwsza jest hołdem dla Billa Evansa, a druga zawiera utwory Duka Ellingtona. Zapewne nie swinguje jak prawdziwy jazzman, ale za to czuć dobrą szkołę. Oto więc na zakończenie Jubilee Stomp Ellingtona z płyty Reflections on Duke...
CD6/1 Ellington – Jubilee Stomp - Thibaudet DECCA 466 238-2
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU