Krzysztof Rutkowski
Tekst z 15/09/2009 Ostatnia aktualizacja 15/09/2009 13:51 TU
21 kwietnia 1923 roku, w trzecim roku pobytu w "piekle Bellevue", czyli w klinice psychiatrycznej w Kreuzlingen, w Szwajcarii, prowadzonej przed doktora Ludwiga Binswangera, odkrywca tajemnic renesansowej sztuki florentyńskiej, wywodzący się z żydowkiej rodziny bankierów z Hamburga, najprawdopodobiej nastarszej rodziny bankierów na świecieAby Warburg...
wystąpił przed publicznością złożoną z pacjentów kliniki, z lekarzy oraz zaproszonych gości, z odczytem zatytułowanym "Obrazy z terenów Pueblos w Ameryce Północnej", znanym obecnie pod tytułem "Rytuał węża". Warburg pragnął w ten sposób dowieść, że potrafi opanować Moce, które weń wstąpiły.
Odczyt Warburga był rytuałem przejścia, pasażem, który pozwolił "powrotnikowi" przekroczyć raz jeszcze, tym razem plecami, bramy śmierci i stanąć na początku. Bramy przekroczył, na początku stanął, ale i tak śmierć przyszła po niego, jak Menady po Orfeusza, by go zatłuc, kijami.
To nie zabawa w Indian
Aby Warburg opowiadał o swej podróży do Ameryki w latach 1895-1896, podczas której odwiedził Indian Hopi w Nowym Meksyku i w Arizonie. Dwadzieścia siedem lat później wspomnienia z tej podróży, fotografie, (Warburg był pionierem fotografii), rysunki oraz przedmioty pozwoliły mu opanować przeraźliwą trwogę. Opanować obecność, tego, kto weń wstąpił. Du lebst und thust mir nichts. "Żyjesz i nie zrobisz mi już krzywdy". Tak brzmi aforyzm z roku 1888, otwierający niedokończone dzieło Warburga Grundlegende Bruchstucke zu einer pragmatischen Ausdruckskunde (monistichen Kunstpsychologie "Fragmenty fundacyjne pragmatyczenj teorii ekspresji (monistycznej psychologii sztuki").
Wyprawa do Ameryki była dla Warburga doświadczeniem granicznym, o czym pisał Fritz Saxl: "Od czasu powrotu z podróży do Stanów Zjednoczonych w roku 1896, która odegrała rozstrzygającą rolę w jego życiu, odczuwał ogromną wdzięczność dla etnologów amerykańskich".
Warburg wiedział: podróż do Indian była wyprawą inicjacyjną. Po powrocie do Europy, w roku 1896, wygłosił dwa odczyty o podróży do Niegdyś: w Towarzystwie Rozwoju Fotografii Amatorkiej w Hamburgu oraz w Towarzystwie Antropologicznym w Berlinie. Wygłosił odczyty, pokazywał fotografie i rysunki, a potem powrócił nagle do studiów nad malarstwem włoskiego Renesansu (z dodatkiem Gdańska), jakby nic się nie stało. A jednak stało się ogromnie wiele.
Zmienił się on i odmieniła się postać świata, jak to bywa w chwilach największego szczęścia i największego nieszczęścia, bo przecież najwyższe nieszczęście, jak najwyższe szczęście zmienia oblicze wszystkich rzeczy. Tak wiedli wszyscy razem, każdy na swój sposób, codzienne swe życie, jedni z namysłem, inni nie zastanawiając się nad niczym. Zda się, wszystko szło utartym torem, jak to się zawsze dzieje w niezwykłych wypadkach, gdzie wszystko jest postawione na jedną kartę, a jednak życie toczy się dalej, jakby nic się nie stało.
Szaleństwo i motyl
W klinice Bellevue Aby Warburg rozmawiał z motylami. Długo rozmawiał, po nocach, kiedy ćmy garnęły się do światła.
Doktor Ludwig Binswanger zapisał w dzienniku choroby: "Odprawia w swym pokoju dziwaczne obrzędy z udziałem ciem i inych fruwających nocą małych motyli. Gada do nich całymi godzinami. Nazywa je “żywymi duszyczkami“ (Seelentierchen), im zwierza się i do nich się skarży.
Ćmie opowiedział jak doszło du wybuchu choroby: “18 listopada 1918 bardzo bałem się o moją rodzinę. Wziąłem rewolwer i chciałem zabić siebie i całą rodzinę. Wiesz dlaczego? Ponieważ bolszewicy nadciągali. A wtedy moja córka Detta powiedziała: “Ojcze, co ty robisz?“ A moja żona zaczeła bić się ze mną i chciała odebrać mi rewolwer. A wtedy Frede, moja najmłodsza córka wezwała Malice (Maxa i Alice, mojego brata i jego żonę). Przyjechali natychmiast autem, a razem z nimi senator Petersen i doktor Franke. Petersen powiedział: “Warburg, niczego nigdy od ciebie nie żądałem. Dzisiaj cię jednak proszę: jedź ze mną do kliniki, bo jesteś chory...“
Metamorfozy Nimfy
W motylu tkwiła Nimfa. Warburg na początku dwudziestego wieku, po napisaniu florentyńskich esejów o Botticellim, zredagował list do André Jollesa, przyjaciela z Holandii, którego nie wysłał: "Najpiękniejszy z wszystkich motyli, którego udało mi się przyszpilić, nagle rozbija szkło i zaczyna tańczyć w lazurze... Teraz muszę go pochwycić, ale nie jestem gotowy do tego rodzaju doswiadczeń. Albo raczej tak, chciałbym bardzo, ale mój intelekt na to nie zezwala...Tak, chciałbym bardzo, kiedy krokiem lekkim i tanecznym zbliża się dziewczyna, by mnie radośnie, w uniesieniu, ze sobą porwała, ale jej uniesienia nie są dla mnie".
W eseju o rycinie Baccio Baldiniego, opublikowanym w roku 1905, przedstawiającym tańczącą dziewczynę, Warburg pisał o metamorfozie: gąsiennicy w motyla, a motyla w Nimfę: "Antyczny motyl wydobył się z gąsiennicy, triumfalnie faluje suknia, a skrzydła Meduzy zmieniły się w bujną fryzurę. Wten sposób ujawnia się miejscowy archaiczny idealizm, który Botticelli podniosł do najwyższego poziomu: moglibyśmy pomyśleć, że autorem ryciny jest młody Botticelli.Tańczące Menady świadomie naśladowane, pojawiły się po raz pierwszy w dziełach Donatella i Fra Filippo, przedefiniowały styl antyczny wyrażając życie bardziej rozbudzone, życie bijące z Judyty, z anioła Rafaela towarzyszącego lub z tańczącej Salome, te figury skrzydlate wzlatujące z pracowni Pollaiuola, Verrocchia, Botticellego lub Ghirlandaio".
Robaki gadają jak ludzie
Dlaczego Warburg gadał z motylami? "Czy można, żeby robaki rozmawiały tak jak ludzie?" Pewno z tych samych powodów, co Gustaw z Mickiewiczowskich "Dziadów". Warburg i Gustaw – to powrotnicy: "Sekrety natury, które Gustaw odkrywa w owadach, są po prostu projekcją jego własnych uczuć i wyobrażeń. Zamiast o odkrywaniu tajemnicy przyrody, właściwiej byłoby mówić o odkrywaniu tajemnicy człowieka w przyrodzie.
Można wieść dialog z robaczkiem świętojańskim, jeśli mu się przypisze własne uczucia. można odkryć duchową istotę kołatka i motyli, jeśli potraktuje się je jako ludzkie dusze“. Warburg nie tylko gadał do motyli, ale – podobnnie jak Gustaw – nasłuchiwał "barwy" tkwiących w nich głosów (Klangsfarben), które niesłyszalne, dopominają się istnienia.
Pasaże
22/12/2009 13:22 TU
01/12/2009 15:57 TU
24/11/2009 17:33 TU
10/11/2009 15:36 TU
29/09/2009 12:48 TU
22/09/2009 11:02 TU
11/08/2009 15:05 TU
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU