Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Tygodniki

Lewicowa prawica i prawicowa lewica

Piotr Błoński

Tekst z 06/05/2007 Ostatnia aktualizacja 06/05/2007 16:21 TU

Z tygodników, które nadal poświęcają trzy czwarte objętości  wyborom, ale które miały w tym tygodniu pecha – bo najważniejsze wydarzenie, jakim był pojedynek telewizyjny Sarkozy-Royal nastąpiło w kilka godzin po zamknięciu numerów – starałem się wyciągnąć tych kilka zdań czy paragrafów które w niedzielę o dwudziestej nie stracą aktualności. Poprzednim takim wydarzeniem była debata Royal-Bayrou, więc na przystawkę proponuję samospełniające się proroctwo Christophe’a Barbier z artykułu wstępnego tygodnika L’Express: „7 maja rano socjalizm i centryzm albo wyłonią się z urn odnowione i nowoczesne – to w razie wspólnego zwycięstwa – albo wysypią się z nich martwe w razie wspólnej porażki”.

Najciekawszy jest w tym tygodniu Le Nouvel Observateur. Chociaż redakcja nie wahała się w ostatnich tygodniach i miesiącach jasno opowiadać się za panią Royal, nie stroniąc nawet od dosyć prymitywnej. jak na poważny tygodnik propagandy, w ostatnim wydaniu przed decydującą turą serwuje niemal wzorową zawartość, udostępniając, poza transkrypcją swe łamy wybitnym zwolennikom i jednej, i drugiej strony: kogóż tam nie ma! Oprócz zapisu dyskusji Royal i Bayrou, mamy analizę Emanuela Todda na temat historycznych uwarunkowań głosowania w poszczególnych regionach; artykuł Marcela Gaucheta – do którego za chwilę powrócę; dyskusję Henri Guaino i Christiane Taubira, doradców obojga kandydatów; dyskusję pt. „jaka doza liberalizmu”, którą prowadzą Alainem Minc i Daniel Cohen: inną dyskusję, w której ekonomiści Nicolas Baverez – autor głośnych książek o upadku ekonomicznym Francji – i Martin Hirsch, dyrektor Emaus i tym samym następca księdza Piotra rozmawiają o wartościach i o kryzysie pracy: dalej, dwaj przedsiębiorcy wykładają przyczyny swojego poparcia dla jednego lub drugiego kandydata, a Romano Prodi twierdzi w krótkim wywiadzie, że nie widzi większych różnic między Royal i Bayrou. Nawiasem mówiąc, historyczne uwarunkowania wyborcze i ewolucję pojęć lewicy, prawicy, liberalizmu i antyliberalizmu przypomina, w tygodniku L’Express, sięgając aż dwieście lat wstecz, Michel Winock: bo też we francuskiej naturze nic nie ginie, tylko ewoluuje. Zanotowałem z tego wywodu drobne spostrzeżenie: Sarkozy’emu udało się zrehabilitować prawicę, od ponad pół wieku zdewaloryzowaną i pozostającą w defensywie, dzięki prostemu zabiegowi. Mówi on zawsze o prawicy republikańskiej co daje do zrozumienia, że to ona właśnie broni państwa prawa, wartości demokratycznych i laickich, czyli tych, z którymi przez dziesięciolecia utożsamiała się we Francji lewica.

Wracając do Le Nouvel Observateur: dossier wyborcze otwiera dyskusja Bernarda Henry-Lévy z André Glucksmannem: ci dwaj wywodzący się z lewicy paryscy intelektualiści obrali przeciwstawne postawy. Pierwszy poparł zdecydowanie panią Royal, od kiedy przekonał ją do twardego stanowiska wobec sprawców wojny w Darfurze, drugi wystąpił z płomiennym tekstem za Sarkozym, czym oburzył paryski światek. Zarzucają oni sobie nawzajem naiwność... A w podsumowaniu BHL cieszy się, że te wybory przyniosły spełnienie jego marzeń, tj. zmierzch Frontu Narodowego i śmierć francuskiej partii komunistycznej, i na ich ruinach kiełkującą większość socjaldemokratyczną. Glucksmann podkreśla ze swej strony, że druga tura, wbrew temu co się często mówi, to nie wybór między osobami, ale między programami: i równocześnie, wobec „straszliwych postępów populizmu”, nie tylko we Francji, wybór między zasadą rzeczywistości a zasadą nadrzeczywistości.

Wspomniałem o artykule Marcela Gaucheta, filozofa sławnego od czasu publikacji w latach 70. pracy o odczarowaniu świata. Tym razem mówi on w L’Express o wielkim przetasowaniu wartości lewicowych i prawicowych. „Czy mamy do czynienia z nawrotem do klasycznego bipolaryzmu? I tak i nie. Mamy do czynienia przede wszystkim z kolektywną wolą wyboru między dwoma konkurencyjnymi i konstruktywnymi opcjami. Wyborcy nie głosują tylko po to, by wyrazić swoje indywidualne stanowisko, lecz po to, by zaciągnąć się do wyraźnie zidentyfikowanego obozu, proponującego wyraźną alternatywę. A to zasługuje na miano demokratycznej dyscypliny”.

Fenomen Bayrou – ciągnie Marcel Gauchet – świadczy o powolnym i stopniowym przesuwaniu się Francji katolickiej na lewo. Już w 1981 roku zawdzięczał mu zwycięstwo Mitterand, ale ten ruch trwa. Bayrou skorzystał na oddaleniu się części wyborców chrześcijańsko-demokratycznych od dzisiajszej prawicy, która stała się materialistyczna i wierzy tylko w rynek. W tym widzę wielką współczesną rewolucję: lewica, która była materialistyczna, staje się idealistyczna i powołuje się na „wartości”, podczas gdy prawica, która miała się za moralną i religijną, wyznaje już tylko prawa ekonomiczne. Zasługą Bayrou jest dostrzeżenie tego fenomenu. I odwrotnie – wyborcy należący do kręgu chrześcijan progresistów, którzy już wcześniej dołączyli do lewicy, są sfrustrowani, a nawet rozwścieczeni  wobec zapóźnienia ideologicznego Partii Socjalistycznej. Dawna „druga lewica” nabrała dystansu do „pierwszej” głosując na Bayrou. W taki to sposób poszerzył on swą bazę po obu stronach: konsekwencje będą dalekosiężne.

Marcel Gauchet uważa przy tym, że opozycja prawica-lewica jest ciągle aktualna, tyle że zmienia się jej zawartość. Tradycyjne odniesienia tracą aktualność. Prawica – to już nie naród ani tradycja. Lewica – to już nie rewolucja. W gruncie rzeczy lewica wygrała na polu kulturalnym, bo jeśli chodzi o wartości, to prawica stała się lewicowa. Ale równocześnie lewica poniosła całkowitą klęskę jeśli chodzi o propozycje na przyszłość. Nie ma nic do zaproponowania naprzeciw propozycji liberalno-kapitalistycznych prawicy, co najwyżej kosmetyczne poprawki w dziedzinach redystrybucji, pomocy społecznej czy warunków pracy. Natomiast nie ma już nic do powiedzenia, jeśli chodzi o reguły gry ekonomicznej.

Spór rozgrywa się dziś – kończy Marcel Gauchet – między zasadą rzeczywistości, bronioną przez prawicę, a wartościami, których prymat wypisuje na swych sztandarach lewica. Stara się on uosabiać, w dzisiejszym świecie prozaicznej konkurencji, trwałość wartości wyższych, wartości ducha naprzeciw władzy pieniądza. Słabością prawicy jest to, że stała się cyniczna. Słabością lewicy to, że stała się straszliwie angeliczna. A przecież każdy z nas wie, że jest po trosze prawicowy i lewicowy zarazem. Wszyscy chcemy, żeby wszystko grało. I żeby nie bolało.

Orhan Pamuk (fot.AFP)
Orhan Pamuk (fot.AFP)

„Nie piszę po to by zmienić świat”. Tygodnik  L’Express zamieszcza obszerny wywiad z ubiegłorocznym laureatem literackiej Nagrody Nobla Orhanem Pamukiem. Właśnie ukazuje się we Francji przekład jego autobiografii, pt. "Stambuł". Tak w powieściach, jak i w biografii tureckiego pisarza ukochane przez niego miasto zajmuje bowiem pierwszorzędne miejsce. "Stambuł – czytamy – jest z kulturalnego punktu widzenia, miastem środkowej Europy wszczepionym w Orient. (...) Naturą Stambułu jest kombinacja Wschodu i Zachodu. Tyle, że jak się tam mieszka, to wcale się tego nie odczuwa. Ten dualizm jest szansą, wielu z nas czerpie z obu kultur. Dla innych, ten dualizm jest nieznośny, schizofreniczny, rodzi problemy tożsamości, albo sprowadza się do opozycji między nadzieją na demokrację i odrzuceniem jej. A ja myślę, że bogactwo i głębia kultury tureckiej czerpią właśnie z mieszanki dwóch cywilizacji, dwóch stanów ducha. Ten dualizm rodzi wielkie rozterki, ale wśród nich właśnie rozkwita prawdziwa kultura”.

Stambuł jest istnym laboratorium, szczególnie w dziedzinach polityki i demokracji, ciągnie Orhan Pamuk. „Ale jeśli piszę, że Stambuł jest inny niż reszta Turcji, to raczej dlatego, że jestem pisarzem z tego miasta, tam się urodziłem, dojrzewałem, tam pierwszy raz chwyciłem za długopis. Bo Stambuł jest też jak najbardziej miastem tureckim. Zostawmy na boku przewodniki turystyczne, które twierdzą, że to kawałek Europy w Azji. Stambuł jest miastem mieszanym, zachodnim i wschodnim, ale tureckim, głęboko tureckim. Mieszka tam 10 milionów ludzi, więcej niż w Nowym Jorku: a turyści zwiedzają tylko dzielnicę zamieszkałą przez milion spośród nich. Ten milion nie może przesłonić pozostałych dziewięciu, bliskich innym milionom rozparcelowanym po całej Turcji. Stambuł – to koncentrat wszystkich problemów Turcji”.

Orhan Pamuk broni się też zaciekle przed rolą pisarza jako sumienia narodu, którą przypisuje mu się od czasu, kiedy jako pierwszy Turek otrzymał Nagrodę Nobla. „Moim powołaniem – mówi – nie jest zbawianie świata ani staranie się, poprzez polityczne wystąpienia, o jego przemianę: moim powołaniem jest pisanie książek. Nobla otrzymałem za książki, a nie za co innego. Celem literatury nie jest służba ludzkości. Pisarz powinien badać czeluście swej własnej duszy i wyobraźni. Odwrócenie sytuacji może nastąpić dopiero kiedy dochodzi on do kresu tej przygody: badając ludzką duszę może stworzyć książki, które – w jakiś sposób – mogą być ludzkości przydatne. Ale to nie może być jego obsesją. Służba ludzkości jest skutkiem a nie celem”.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU